! Maja 2002 r. Fot. Marcin Łobaczewski / Agencja Wyborcza.pl
Lewica, 30 lat później
Znany krytyk Andrzej Osęka napisał kiedyś, że jego córce, wiele lat temu, śniło się, jak gonił ją pochód pierwszomajowy. To był dziecięcy szkolny koszmar. Pewnie nie była jedynym uczniem, który miał dość stadnego maszerowania, wbrew własnej woli.
- W ogóle to z 1 Maja mieliśmy wybitnie polski problem - mówił w Gazecie Robert Skobelski, historyk z Uniwersytetu Zielonogórskiego, badacz dziejów najnowszych. - Jego tradycja w PRL została zawłaszczona. Otóż po wojnie, kiedy 1 Maja stał się, podobnie jak w innych krajach komunistycznych, świętem państwowym, trzeba było coś zrobić z rocznicą Konstytucji 3 Maja. To sąsiedztwo uwierało komunistów. Z jednej strony nie chcieli do końca deprecjonować 3 Maja, bo w końcu odwoływali się do tradycji postępowych. Z drugiej strony w powszechnym odczuciu święto kojarzyło się z II Rzeczpospolitą. 3 Maja było w niej świętem państwowym, a od 1924 r. - kościelnym - Matki Boskiej Królowej Polski. Po wojnie zazgrzytało.
Początkowo nie zakazano obchodów 3-Majowych, później był szlaban. Tak jak orła z koroną zastąpił piastowski bez niej, tak 1 Maja miało wyprzeć z pamięci niepodległą II RP z jej 3 Majem. To dlatego pochody pierwszomajowe stały się demonstracją siły PRL, która miała trwać wiecznie.
Nie przetrwała, a wraz z nią pochody, mimo prób reaktywacji m.in. w Zielonej Górze. Jak to się stało? Prześledźmy.
Wszystkie komentarze