Bez wielkiej "spiny" rozpoczęły spotkanie obie ekipy. Owszem, już w pierwszej kwarcie oglądaliśmy krycie na całym boisku, ale nie na intensywności, która może przynieść efekty. Tempo gry nie powalało.
Stelmet rozpoczął mecz seriami pudłowanych trójek. Podopieczni trenera Tabaka chcieli wstrzelić się już na starcie, ale męczyli się niemiłosiernie. Dość powiedzieć, że pierwszą trójkę trafili dopiero pod koniec trzeciej kwarty, w najgorszym momencie osiągając skuteczność 1/17. W całym meczu zaliczyli 5/26 zza łuku. Ciężko w takiej sytuacji wygrać starcie z jednym z pretendentów do tytułu.
Po otwierających 10 minutach "pierniki" prowadziły 20:17. Przewaga byłaby wyższa, gdyby w ostatniej sekundzie spod kosza z faulem nie trafił Marcel Ponitka (13 pkt, 3/7 z gry, 6/6 z linii wolnych).
Kwarty druga i trzecia w wykonaniu gospodarzy to już systematyczne powiększany dystansu do Stelmetu. Wyglądali na mocniejszych fizycznie. W ataku nawet jeśli mniej aktywni byli Kyle Weaver (12 pkt, 4/7 z gry) czy Chris Wright, to podręcznikowe akcje na chłodno wykańczali kadrowicze Damian Kulig (17 pkt, 7/10 z gry, 8 zbiórek) i Aaron Cel (10 pkt, 4/7 z gry).
Do tego na kosz zielonogórzan napadał szybki na małej przestrzeni i strzelający z obwodu Keith Hornsby (17 pkt, 3/5 za trzy). A jeszcze wspomnieć trzeba o fenomenalnym występie z ławki Alade'a Aminu, który w 16 minut na parkiecie zaliczył 17 pkt i 7 zbiórek.
Wicemistrz Polski pokazał Stelmetowi, że skład ma nieco bogatszy. Zielona Góra niby lepsza na desce, ale to zasługa przede wszystkim Ivicy Radicia, który ze swoim ograniczonym arsenałem spisuje się znacznie powyżej oczekiwań. W Toruniu znów wyszedł w pierwszym składzie, w 19 minut zebrał 12 piłek (6 w ataku) i rzucił 7 oczek, choć piłka nie bardzo chciała wpadać (2/8 z gry).
Koszykarzom Tabaka brakowało jakiś poważniejszych przebłysków, aby nawiązać wyrównaną walkę. Starał się Ludwig Hakanson (obaj po 13 pkt), swoje rzucili Jarosław Zyskowski (15) i Tony Meier (9).
No właśnie, wrzucili, ale niestety za mało zza linii 6,75 m. Przydarzyło się też za dużo głupich strat. Pod koniec Stelmet już tylko zmniejszał wymiary porażki. Wszystko działo się w "śmieciowym" czasie. Na dwie minuty do końca "pierniki" prowadziły jeszcze 91:71. Na parkiecie pojawił się m.in. Julian Jasiński, który zdążył podreperować skuteczność drużyny z obwodu.
POLSKI CUKIER TORUŃ 92:82 STELMET ENEA BC ZIELONA GÓRA
KWARTY: 20:17 | 23:16 | 24:17 | 25:32
CUKIER: Weaver 12 (1), Hornsby 16 (3), Wright 9, Cel 10 (1), Kulig 17 (2) oraz Aminu 17, Schenk 6, Ratajczak 5 (1), Perka i Grochowski po 0. Nie grał Diduszko.
STELMET: Hakanson 13 (1), Thomasson 8, Zyskowski 15 (1), Meier 9, Radić 7 oraz Koszarek 3 (1), Ponitka 13 (1), Gordon 9, Zamojski 2, Jasiński 3 (1), Traczyk i Mąkowski po 0.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Stelmet grający z drużynami równymi poziomem lub jak w ruskiej lidze wchodzących w sezon wygląda poprawnie nawet widać nowa myśl trenera stylu . Brutalność sportowa pokazują nam zespoły gdzie władze klubu szanują ,traktują poważnie baskiet , kibiców co nie stety przy naszym całkowitym pogubinemu się Prezia Jasińskiego traktującego jakoś to będzie byle być na lokalnym topie
Wiesław Śmiech
Zielona Gora