W latach 2014-2020 do Polski trafi 82,5 mld zł z unijnego funduszu spójności. Ale takie pieniądze już się nie powtórzą, także dla Lubuskiego. Czy powinniśmy się martwić? Czy – krótko mówiąc – zabiorą nam kasę?
O tym rozmawiamy z Waldemarem Sługockim, senatorem PO, byłym wiceministrem rozwoju. Sługocki ma 47 lat, specjalizuje się w polityce europejskiej. Jest autorem ponad 100 artykułów z zakresu polityki regionalnej, wykorzystania funduszy Unii Europejskiej, samorządu terytorialnego, integracji europejskiej i polityki rolnej.
Rozmowa z Waldemarem Sługockim
Waldemar Sługocki: Od długiego czasu uspokajam – to nie jest tak, że trwająca perspektywa jest ostatnią szczodrą dla Polski. Wciąż będziemy najpoważniejszym biorcą środków z Unii i to nadal będą ogromne pieniądze. Z projektu budżetu, jaki przygotowuje Komisja Europejska, wiemy, że Polska może spodziewać się około 65 mld euro.
Mało czy dużo? W latach 2004-2006, pierwszej skróconej dla nas perspektywie, mieliśmy 12,8 mld euro. W kluczowych latach 2006-2014 było to 67,3 mld. Czyli podobnie jak teraz. Dużo. A mówimy tylko o funduszu spójności, bez wspólnej polityki rolnej. Owszem, w obecnej perspektywie do Polski przepływa 82,5 mld zł, ale to jest kwota bez precedensu. Żadne inne państwo dotąd nie mogło liczyć na takie pieniądze. To też nasza zasługa. Polska pokazała UE, że polityka spójności się sprawdza, że może determinować rozwój społeczno-gospodarczy. Wyzwala w ludziach entuzjazm i kreatywność. Pozostałe kraje członkowskie miały dobry powód, żeby wspierać te bardziej zubożałe państwa, gdzie PKB na osobę jest niższe niż 75 proc. unijnej średniej.
Wiele deficytów Polska zniwelowała. Fundamentalne braki w ochronie środowiska, systemach wodno-kanalizacyjnych. W Zielonej Górze i przyległych miejscowościach też to było widać. Wielomilionowe inwestycje. Nie tylko wodociągi. Infrastruktura drogowa i kolejowa. Drogi ekspresowej S3 nie byłoby bez pieniędzy z UE. Za chwilę będzie w pełni przejezdna do Bolkowa, a już trwają rozmowy o realizacji ostatniego odcinka z Bolkowa do granicy z Czechami.
Polska kasy dostanie mniej, bo poziom zamożności państwa jest inny. W 1999 r. PKB na mieszkańca wynosiło u nas 39 proc. średniej krajów UE. Na koniec 2017 r. kształtuje się już na poziomie 70 proc. Jesteśmy liderem państw członkowskich w tempie wzrostu. Najlepiej widać było to w czasach największego kryzysu, gdy Polska jako jedno z nielicznych państw UE odnotowało wzrost gospodarczy i to wyraźny.
Lubuskie jest w o tyle dobrej sytuacji – z punktu widzenia sięgania po unijne fundusze – że wciąż PKB na mieszkańca nie przekracza u nas tych 75 proc. A to wciąż pierwsze kryterium. Będziemy mogli więc korzystać z większej puli pieniędzy niż inni.
PiS był sceptyczny, bo myślał, że polityki spójności nie będzie. Teraz robi się proeuropejski. W każdym razie, paradoksalnie, perspektywa 2021-27 to może być dla nas nawet lepszy czas niż teraz. Sporo województw wypadnie z tego pierwszego kryterium. Mazowsze już dawno, wypadnie Wielkopolska, Dolny Śląsk, Pomorskie, może ktoś jeszcze. Ważne, by rząd nie centralizował polityki spójności i zostawił w gestii samorządów wojewódzkich europejskie fundusze rozwoju regionalnego (EEFR) i społeczny (EFS). Jeżeli tak będzie i podział środków między programami regionalnymi i centralnymi się utrzyma – czyli jakieś nieco ponad 30 proc. dla samorządów – to Lubuskie w latach 2021-27 może spodziewać się programu nawet na podobną kwotę co teraz [Lubuskie w trwającej perspektywie otrzymuje 906 mln euro – przyp. red.]. To się jeszcze rozstrzygnie, bo na razie mamy tylko projekt budżetu, ale nie będzie to mniej niż 700 mln euro. Na pewno więcej dla Lubuskiego niż w latach 2007-2013, kiedy otrzymaliśmy 439 mln euro.
W pierwszych latach załatwialiśmy sprawy fundamentalne i podstawowe, jak infrastruktura, jak kanalizacja. Teraz priorytety się zmieniają. Pieniądze pójdą na to, co innowacyjne i konkurencyjne. Na walkę z zanieczyszczeniem powietrza i gospodarkę niskoemisyjną, alternatywne źródła energii. Na ścieżki rowerowe, transport zbiorowy i wszystko, co jest alternatywą dla tradycyjnego transportu. To już się zaczęło, ale będzie na większą skalę. Wymiana „kopciuchów” do końca. Generalnie, wszystko, co wspiera klimat energetyczno-klimatyczny. Żebyśmy byli bezpieczni, ale też dbali o środowisko naturalne.
Polska podeszła do sprawy rozsądnie. Czyli od zatrzymania elementów, które zanieczyszczały najbardziej. Nie tylko przemysł, ale też wymiana przestarzałego taboru autobusowego. Szkoda, że rząd wyhamował „Kawkę”, a przeznaczył kasę na przedsięwzięcia o. Rydzyka. W przyszłej perspektywie wymiana pieców węglowych będzie jednym z priorytetów. W ogóle miks energetyczny będzie się zmieniał. Będzie więcej energii zielonej, pieniędzy na jej rozwijanie też. Polska musi przygotować strategię modernizacji sektora energetycznego. Wiele naszych elektrowni to obiekty z ubiegłego wieku. Muszą ulec zmianie, choć zachowując potencjał. Postęp technologiczny powoduje, że wytwarzanie energii także z węgla jest mniej inwazyjne dla środowiska niż kiedykolwiek.
Na pewno będą programy dla podmiotów gospodarczych, które będą chciały produkować OZE. Będą też zachęty dla takich zakładów jak Elektrociepłownia, która chce włączać kolejne gospodarstwa do zbiorczego systemu grzewczego. A to nowoczesna firma, stosuje kotły parowo-gazowe.
To budzi niepokój, bo już w latach 2014-2020 zmniejszono alokację na korytarze transportowe, a teraz będzie ich jeszcze trochę mniej. Pieniądze będą zarządzane przez ministerstwo, a my mamy do załatwienia choćby jeszcze A18. GDDKiA ogłosiła właśnie pierwszy przetarg na 22 km, ale będziemy budować też w następnej perspektywie. W woj. lubuskim mamy jeszcze kilka ważnych wątków na drogach krajowych: mosty w Krośnie i Kostrzynie, obwodnica Strzelec. Ważne, żeby były duże pieniądze na dokończenie autostrad i ekspresówek, bo pozwala zaoszczędzić kasę w budżecie państwa na drogi krajowe. Zresztą, dobre drogi to interes całej Europy, tak jak dla polskich przedsiębiorców ważne są drogi we Francji, Belgii czy Portugalii.
Dojdzie do tego niekwalifikowalność podatku VAT. Oprócz tego, że poziom dofinansowania projektów spadnie z 85 do 70 proc. Dzisiaj burmistrz, jak ma inwestycję wartą 100 mln zł netto, to płaci 15 z 123 mln zł. Teraz zapłaci 53 mln zł. A więc spora różnica. Wciąż to jednak 70 mln zł bezzwrotnej pomocy. Efekt dźwigni zachowany.
To raz. Dwa, że kondycja finansowa polskich podmiotów się poprawiła. KE wyliczyła, że Polskę będzie stać na ten wkład. Zaleta jest taka, że zamiast 100 inwestycji zrobimy 130.
Ryzyko jest, ale sądzę, że z powodu większych kosztów polityka samorządów będzie jeszcze bardziej racjonalna. W tym roku samorządy zainwestowały 70 mld zł, bo rok wyborczy, w przyszłym będzie 40 mld zł. Tempo może trochę spadnie, ale wciąż będziemy w dobrej kondycji.
Mam za to nadzieję, że KE wycofa się z propozycji, by skrócić czas na realizację inwestycji z trzech do dwóch lat. Boję się nierzetelnego wykonawstwa. Ktoś będzie się śpieszył i zgubimy jakość.
Demografia. Będziemy się wyludniać. Raz zdrowie i polityka senioralna, dwa – mamy sporo studentów w Zielonej Górze, 12 tysięcy, ale sporo emigruje. Ważne, żeby ich zatrzymać. Będziemy uruchamiać kolejne programy stypendialne jak na wydziale lekarskim. Jeśli młody człowiek zobowiąże się do pracy tutaj parę lat, to pewnie wrośnie szybko w otoczenie. Dobrze, żeby takie programy prowadził też biznes. Uniwersytet podpisuje umowę, student, który praktykuje i deklaruje podjęcie pracy po studiach, dostaje stypendium. Będą na to unijne fundusze, przedsiębiorca wyłoży 30 proc.
Zielona Góra stoi informatyką, a spece w tej dziedzinie poszukiwani są w całej Polsce. Za chwilę informatyka trzeba będzie wyławiać jeszcze na studiach. W dużych miastach to się dzieje. Volkswagen w Poznaniu ma klasy na Politechnice, w technikach. Finansuje wszystkie stypendia.
Perspektywa będzie zmuszała samorządowców do projektów sieciowych. Premiowane będą rzeczy typu zintegrowany bilet, czyli prezydent Nowej Soli będzie musiał napisać projekt z prezydentem Zielonej Góry na autobusy.
Innowacje, e-usługi. Więcej instrumentów zwrotnych, czyli fundusze poręczeń kredytowych i fundusze pożyczkowe. Bezzwrotne też się pojawią, ale relacja będzie się przesuwać. Będą spore fundusze na szkoły zawodowe. Informatyzacja, cyfryzacja, teleinformatyka. Budowa systemów całej sfery usług publicznych. Nie może być tak, że muszę pójść do urzędu miasta i tam siedzieć pół dnia. Starostwa już przygotowują projekty, gdzie w telefonie oglądasz np. strefę ekonomiczną w 3D. Które działki do sprzedania, jaka charakterystyka terenu, plan zagospodarowania, struktura własnościowa. Dlaczego od lat tego nie robiliśmy? Robiliśmy, ale nie w takiej skali. Wydawaliśmy na podstawy – wodociągi i drogi, na których ginęło mnóstwo ludzi. Z Warszawy do Zielonej jechało się 10 godzin i dwa razy człowiek musiał wjeżdżać do rowu, bo uciekał od litewskiego tira, który przysypiał, bo jechał cały dzień starą dwójką.
O to się nie boję. Wyjęcie nam UZ oznacza, że w dekadę z 140-tysięcznego miasta zrobi się 60-tysięczne miasteczko powiatowe. UZ jest jednym z kluczowych, może nawet najistotniejszym motorem napędowym Zielonej Góry i województwa. Cinkciarz, ADB, Streamsoft to są absolwenci. Spryciarz.pl to też nasi studenci. Można długo wymieniać. Każda złotówka przekazana UZ to jest inwestycja w przyszłość. Mamy teraz ważne kierunki – prawo, psychologię, medycynę – kształcimy lubuską elitę.
PiS odwraca kota ogonem, choć wszyscy wiemy, że pewne wartości, które leżały u podstaw integracji Polski z UE, dzisiaj im przeszkadzają. Kryteria kopenhaskie: rządy prawa, gwarancja stabilnej demokracji. Prawda jest taka, że gdyby nie nasza obecność w Unii, to władza nie miałaby żadnych problemów z wprowadzeniem systemu totaliternego czy półtotalitarnego. Dzisiaj instytucje europejskie stoją na straży wartości. My sami powiedzieliśmy w 2003 r., że te wartości są dla nas ważne. Po II wojnie światowej nie zostaliśmy objęci planem Marshalla i nikt się o Polskę nie upomniał, ani Churchill, ani Roosevelt. Przynależeliśmy do innej cywilizacji. Dzisiaj instytucje europejskie pytają, czy ustawa o wymiarze sprawiedliwości nie narusza polskiej, nie hiszpańskiej, niemieckiej czy francuskiej, ale polskiej konstytucji. Dziś ponad 85 proc. Polaków jest za obecnością w UE. PiS zauważył, że to wartość i że nie można tak robić polityki, bo zaraz wybory do europarlamentu, więc budowanie kampanii na dyskredytowaniu roli sojuszu jest bez sensu. PiS jest za Unią, kiedy chodzi o kasę i zbliżają się wybory. Tornada się więc nie spodziewam.
Pozostają negocjacje w Brukseli. UE więcej kasy wyda na politykę migracyjną i partnerstwo wschodnie, by przesuwać dalej na wschód i południe strefę buforową bezpieczeństwa. Dobrze by było, gdyby nową perspektywę udało się przyjąć jeszcze w tej kadencji. Jeśli do głosu dojdą populiści i narodowcy, to każdy będzie ciągnął budżet w swoją stronę. A ta kołdra jest krótka.
Projekt „Future is Now – Przyszłość jest teraz” jest współfinansowany przez Dyrekcję Generalną ds. Polityki Regionalnej i Miejskiej (DG REGIO) Komisji Europejskiej. Informacje i poglądy przedstawione na tej stronie są wyłącznie opiniami autorów i niekoniecznie odzwierciedlają oficjalne stanowisko Unii Europejskiej. Ani instytucje i organy Unii Europejskiej, ani żadna osoba działająca w ich imieniu nie mogą być pociągnięte do odpowiedzialności za wykorzystanie zawartych tu informacji.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze