Atmosfera rodem z play-off: dużo efektownych akcji, a przede wszystkim walki, bo gołym okiem widać było, że gracze Stelmetu i Anwilu specjalnie za sobą nie przepadają. Prowadzenie przechodziło z rąk do rąk przez cały mecz, ale w końcówce lepiej zagrali zielonogórzanie.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Wielką ochotę do gry od początku wykazywał Przemysław Zamojski, który nie dość, że został oddelegowany do bronienia Ivany Almeidy, zeszłorocznego MVP finałów Energa Basket Ligi (a z czego wywiązywał się świetnie, tylko czasami zmieniał go Quinton Hosley), to jeszcze w ciągu czterech minut otwierających spotkanie "Zamoj" rzucił trzy trójki, zdobywając 9 z 12 pierwszych punktów Stelmetu.

Po przeciwnej stronie kosze po atakach pozycyjnych zdobywali przede wszystkim Jarosław Zyskowski (15 pkt, 6/9 z gry, 6 zbiórek) i grający prosto, ale skutecznie podkoszowy Josip Sobin (13 pkt, 5/8 z gry, 6 zbiórek). Parę koszy wrzucił też Kamil Łączyński, który wykorzystywał fakt, że obrona Stelmetu nieraz odpuszczała go na pick'n'rollu, wiedząc, że ten mentalności dostarczyciela punktów nie ma i zwykle najpierw szuka podania. "Łączka" raz czy dwa zwiódł jednak gospodarzy, w drugiej połowie trafił ważne trójki i na swoim koncie zapisał 10 pkt i 5 asyst.

WŁADYSŁAW CZULAK

O ile pierwszej kwarcie oglądaliśmy grę kosz za kosz, o tyle w drugiej pierwszy fragment należał do Anwilu, a drugi do Stelmetu. W tej części dla gości aż 10 oczek zdobył Aaron Broussard (w całym meczu 19 pkt, 7/10 z gry), który zgodnie z przewidywaniami dużo napadał jeden na jeden wolnego na nogach Łukasza Koszarka. Do tego zza łuku celnie rzucali weterani: Szymon Szewczyk (9 pkt, 3/5 za trzy) i Michał Ignerski. Drużyna z Włocławka wyszła wtedy na najwyższe, 11-punktowe prowadzenie. Wynik brzmiał 41:30.

Stelmet zdobywa jednak 9 oczek z rzędu i uspokaja sytuację. Ale uspokaja tylko, jeśli chodzi o wynik, bo na boisku robi się coraz goręcej. Nie lubią zielonogórzanie Ivana Almeidy, oj, nie lubią. Przy wznawianiu piłki spod kosza z rąk Kabowerdeńczyka agresywnie wybiera ją Żeljko Sakić. Wpada na MVP z całym impetem. Anwil domaga się faulu, ale akcja idzie dalej, a Sakić tylko patrzy z góry na Almeidę, który huknął o parkiet. Goście nie wytrzymują nerwów i faulują niesportowo pędzącego w kontrze Przemysława Zamojskiego.

Kibice wstają z miejsc. Na minutę przed końcem połowy piłkę na atakowanej desce zbiera znów Sakić (15 pkt, 5/10 z gry, 8 zbiórek) i dobija celnie za faulem. Dorzuca osobistego i zieloni prowadzą 46:45. Po dwóch trójkach kolejno Łukasza Koszarka i Quintona Hosleya wynik przy zejściu do szatni brzmi 52:49 dla Zielonej Góry.

WŁADYSŁAW CZULAK

Co po przerwie? Na dzień dobry koszmarne pięć strat popełniają koszykarze Stelmetu. Anwil wykorzystuje posiadania bezlitośnie, robi zryw 11:3 i wychodzi na prowadzenie 60:55. Po chwili przed monitor udają się sędziowie, po tym jak piłki w parterze próbował bronić Darko Planinić. Poszły drobne kopniaki z jednej i drugiej strony, nerwy udzieliły się nawet staremu wyjadaczowi Michałowi Ignerskiemu. Mało brakowało, a doszłoby do regularnej bójki. Po obejrzeniu powtórki arbitrzy wyrzucają z boiska właśnie Ignerskiego!i Bo ten ewidentnie podszedł i kopnął przebierającego nogami w parterze Planinicia. Fakt, że chorwacki środkowy w podłogowym spięciu z Almeidą rzucał nogami jak porażony prądem, ale nie przegiął. Ignerski już tak. Były kapitan reprezentacji Polski w 19 minut zdążył zdobyć 9 punktów (3/9 z gry).

Wynik wraca do remisowego stanu (60:60) dopiero po trójce Markela Starksa. Zaraz kolejną dorzuca dobrze dysponowany Sakić i gospodarze wracają na czoło. W międzyczasie spod kosza trafia Sobin, ale seria Stelmetu trwa. Czują krew i szarpią niesamowicie. Zza łuku kłuje jeszcze Michał Sokołowski (12 pkt, 6 zbiórek, 5 asyst) i zielonogórzanie odskakują na 68:62. 

Owszem, Anwil szybko wraca do gry, ale Stelmet nie spuszcza nogi z gazu. Po kolejnej stracie tamującego grę w ataku Almeidy (7 pkt, 3/7 z gry, 6 asyst i 6 strat) paczką w kontrze kończy "Sokół", za chwilę zza linii 6,75 m następne celne trafienie dokłada Sakić. Hala szaleje, jest 79:71 dla gospodarzy. Takim wynikiem zakończyłaby się ta ćwiartka, gdyby w ostatniej sekundzie z ośmiu metrów nie trafił Zyskowski. Rezultat brzmi więc 79:74.

WŁADYSŁAW CZULAK

Stelmet jednak i tę wyraźnie zarysowującą się przewagę przepuścił. Na początku ostatniej kwarty po serii głupich błędów goście zbliżyli się na jeden punkt, a po trójce Szewczyka prowadzili nawet 85:81. Kosz odczarował próbą zza łuku dopiero kapitan Koszarek (13 pkt, 3/4 za trzy). Zaraz tym samym odpowiedział jednak Chase Simon.

Na dwie i pół minuty przed końcem sprawy w swoje ręce bierze jeszcze raz Koszarek. Najpierw rzuca zza łuku, później na spryciarza wybiera piłkę z rąk Zyskowskiego i w kontrze podaje Starksowi. Ten ostro wchodzi pod kosz, ale sędziowie jakimś cudem nie dopatrują się faulu przy rzucie. Piłka  zostaje jednak w w rękach zielonogórzan.

Starks poprawia się z półdystansu i Stelmet prowadzi! Po niewykorzystanym posiadaniu graczy z Włocławka, zaliczkę zwiększyć mógł Hosley, ale nie trafił za trzy. Po drugiej stronie boiska faulowany jest Josip Sobin. Trafia jednego z dwóch wolnych i na minutę przed końcem jest remis 91:91.

51, 50, 49 sekund gry na zegarze, Starks holuje długo piłkę... wreszcie po zasłonie podejmuje próbę z 5-6 metrów... trafia! Czas dla mistrzów bierze Igor Milicić. Zyskowski za trzy... nie ma! Stelmet zbiera i trzyma piłkę do końca swoich 24 sekund. Kosza nie zdobywa, ale na szczęście ostatnie posiadanie marnuje też Anwil. Almeida miał ok. 9 sekund, z łatwością przedarł się w trumnę Stelmetu, mógł rzucać, ale podjął dziwną decyzję i podał do zaskoczonego Sobina, który przerzucił obręcz. Goście tą porażką oddalają się od topowej czwórki w ligowej tabeli. Trener Anwilu miał chyba przetrzymującego piłkę Almeidy, bo ten niemal całe ostatnie 10 minut przesiedział na ławce. Jego drużyna wyszła wtedy na prowadzenie. Kabowerdeńczyk wrócił na najważniejsze momenty, ale kluczowego rzutu nie oddał.

WŁADYSŁAW CZULAK

Dla Stelmetu najwięcej rzucił Markel Starks - 18 pkt (7/13 z gry). Do tego Amerykanin pochwalić może pochwalić się double-double, bo aż 10 razy asystował kolegom. Ładnie trafiał też dystansu (3/5), podobnie jak cała drużyna. Stelmet rzucał dziś wyjątkowo dużo: trafił 15 na 34 próby z dystansu.

Stelmet grał dziś bez kontuzjowanych Kodiego Justice'a, Jarosława Mokrosa i Gabe'a DeVoe.

Stelmet Enea BC Zielona Góra 93:91 Anwil Włocławek

KWARTY: 25:27 | 27:22 | 27:25 | 14:17

Stelmet: Starks 18 (3), Zamojski 15 (4), Sokołowski 12 (1), Sakić 15 (2), Planinić 11 oraz Koszarek 13 (3), Hosley 6 (2), Hrycaniuk 3, Humphrey 0. Nie grali Traczyk i Mąkowski.

Anwil: Łączyński 10 (2), Almeida 7 (1), Lichodiej 0, Zyskowski 15 (1), Sobin 13 oraz Ignerski 9 (2), Simon 9 (1), Broussard 19 (1), Szewczyk 9 (3), Czyż 0. Nie grał Wadowski.

 
icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem
    Zwycięstwo jest zwycięstwem co do tego nie ma wątpliwości co nie zwalnia przed ocena naszego krajowego basketu.
    Paradoksalnie udział naszego zespołu w lidze europejskiej po za ukazania poziomu naszej ligowej koszykówki udział w tej lidze w której jesteśmy ośmieszeni wywołał u naszych zawodników tzw ciąg sportowy na kosza zespół praktycznie bez treningów ,zawodnicy zaczęli grać z automatu to co wytrenowali przez multum godzin na treningach zaczyna być widoczne. Zaczynają być dobrymi mówiąc kolokwialnie dobrymi pracownikami i co najważniejsze odpowiedzialnymi.
    Wszystko wskazuje iż Mistrza zdobędą ale to będzie zasługa samych zawodników nie żadnego sztabu trenerskiego czy żałosnego Prezia który pewnie z bufaniasta mina chadza po mediach przypisując sobie zasługi
    już oceniałe(a)ś
    0
    1