Niestety w porównaniu z 2010 r. populacja województwa zmniejszyła się o 6,4 tys. osób. To tak, jakbyśmy mówili o miasteczku wielkości Rzepina. Jeśli prognozy się sprawdzą, za 31 lat w Lubuskiem będzie mieszkało 878,6 tys. osób, czyli prawie 140 tys. mniej. Efekt – jakby z mapy województwa wymazać całą Zieloną Górę. W dodatku będzie to region starszych ludzi.
W latach 90. z woj. zielonogórskiego i gorzowskiego (Lubuskie od 1998 r.) młodzi uciekali głównie przed wielkim bezrobociem. Polsko-niemieckie pogranicze w mediach pokazywano jako raj dla przemytników, gangów żyjących z jumy w Niemczech. Pewnego rodzaju ucieczką młodych były też studia.
Gdzie jest dzisiaj ta generacja lubuszan, jak sobie poradziła? Czy są wystarczające perspektywy, by zaspokoić ambicje dzisiejszego młodego pokolenia? Region lubuski chciałby zatrzymać najzdolniejszych – to dylemat najmniejszych województw – ale czy jest w stanie? Zapytaliśmy o to młodych mieszkańców, polityków, naukowców i przedsiębiorców podczas Okrągłego Stołu w Zielonej Górze.
– Dzisiaj możecie nam nakłaść – zachęcała do dyskusji marszałek lubuska Elżbieta Polak.
Grupa młodych lubuszan z organizacji pozarządowych, zielonogórskich liceów, harcerzy i młodzieżówek partyjnych, zanim zasiadła do debaty z dorosłymi, przeszła warsztaty z Iwoną Ciećwierz, socjolożką, która pracowała przy akcji Masz Głos, Masz Wybór.
Część z młodych wierzy, że małe Lubuskie jest w stanie dorównać dużym aglomeracjom. To jest klucz do powstrzymania emigracji młodych. Według innych stolice regionu Zielona Góra i Gorzów nigdy Poznania, Wrocławia i Szczecina nie dogonią, więc lepiej postawić na estetykę, turystykę i komfort życia.
– Nie ma sensu konkurować z sąsiednimi województwami na studia. U nas w Zielonej Górze po godz. 22 nic się nie dzieje. Mam 15-letnią córkę i wiem, że na studia wyjedzie – mówi Kinga Jakimowicz, młoda przedsiębiorczyni. – Studiowałam w Poznaniu, do Zielonej Góry przeprowadziłam się 15 lat temu. To bezpieczne miasto, z małymi odległościami, bez korków, dobre do wychowywania dzieci. Więc powinniśmy zrobić wszystko, żeby ludzie wracali tu po studiach lub zrobieniu karier – przekonywała.
Jej zdaniem Winobranie, choć jest tutejszą sztandarową imprezą, nie wykorzystuje swojej szansy. - Jest przaśne i biesiadne. Nie pokazujemy naszych winnic, tylko robimy festyn disco polo w centrum miasta. Powinniśmy podnosić standardy, zlikwidować odpusty, podnieść Winobranie na poziom światowy - przekonywała Jakimowicz.
- Potrzebujemy innowacyjnej uczelni współpracującej z biznesem. Sektora opartego o wiedzę. Kierunki na Uniwersytecie Zielonogórskim, jedynym w województwie, powinny być tak sprofilowane, żeby przyciągać nowych fachowców. Jak są fachowcy, to są studenci. Studentom można zaproponować granty, programy mieszkaniowe, pracę - wylicza Jakub Kuberka, uczeń IV LO w Zielonej Górze: - Ja i moi rówieśnicy Uniwersytet Zielonogórski traktujemy jako zło konieczne. Nie ma czegoś, co by przyciągało. Nie ma prestiżu, jak inne polskie uczelnie. W ogóle wydaje się, jakby nie zależało mu na studentach. W naszym liceum byli studenci z Politechniki Wrocławskiej, żeby nas zachęcać do zapisania się tam na studia, a zielonogórskiej uczelni nie było nikogo. Chcemy wyjeżdżać, bo nie ma dla nas perspektyw.
Młodzi twierdzą, że życie studenckie zamarło. Poza Bachanaliami nie ma go w ogóle. Czy rzeczywiście z zielonogórską uczelnia jest tak źle? Przecież to kuźnia lubuskich kadr. Naukowym fundament regionu.
- Za bardzo fiksujemy się na słowie „renoma”. Studiowałem na UZ i na UAM w Poznaniu. Gdybym miał wybrać jeszcze raz, wybrałbym UZ. Wykładowcy byli lepiej przygotowani merytorycznie i mieli lepsze podejście dla studentów - przekonywał Bartłomiej Walkowski, podharcmistrz z lubuskiej Chorągwi ZHP. - Pokutuje w nas stara narracja. Starsze pokolenie mówi młodym, żeby wyjeżdżać. Osoby, które tutaj studiują, osiągają sukcesy, powinny o tym mówić, promować uczelnię - opowiada.
- Pracuję na uniwersytecie od 30 lat. Mam przegląd kilku pokoleń. Nastąpiło wiele zmian, ale nie zmieniła się struktura. Prócz lekarskiego, prawa i psychologii, nie mamy kierunków, które przyciągają. Przyjeżdżają do nas studenci z małych miasteczek i wsi. Z dużych miast jadą do Poznania, Wrocławia, i tak dalej. Kultury studenckiej nie mamy w ogóle. Weszła w kulturę masową. 20 lat temu organizowaliśmy weekendy, wyjazdy, wspólne imprezy. Teraz w czwartkowych zajęciach studenci zjawiają się z walizkami, bo zaraz jadą do domów. Swoich imion nawzajem nawet nie znają - odpowiadała prof. Maria Zielińska, szefowa socjologii Na UZ.
Robert Kornalewicz, prawnik: - Ukończyłem IV LO w Zielonej Górze i stałem przed podobnym dylematem. Renoma miejscowej uczelni była wątpliwa. Głosy mówiły, że nie warto zostawać. Tylko że ja, chcąc zostać prawnikiem, te kilkanaście lat temu nie miałem żadnego wyboru, bo prawa w Zielonej Górze nie było. Dzisiaj każdy może zostać w swoim mieście. Liczy się student i jego wiedza. Wszystko zależy od nas, a nie etykiety wydziału, który kończymy - przekonywał.
Olimpia Barańska-Małuszek, sędzia i przewodnicząca Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” w Gorzowie, zauważyła, że dziś młodzi ludzie rzadziej wykazują się inwencją. – Studiowałam w Poznaniu, aplikację robiłam w Zielonej Górze. Czas organizowaliśmy sobie sami. Nie czekaliśmy na ofertę. To był wybuch swobody, inwencji i twórczości. Działałam w nieformalnej grupie poetyckiej, jako studenci sami organizowaliśmy koncerty, do Gorzowa ściągnęliśmy Róże Europy – mówiła.
Paweł Lichtański, burmistrz Iłowej: – Łatwo rozmawia się o uatrakcyjnieniu oferty z perspektywy Zielonej Góry i Gorzowa. Nasza Iłowa ma 3 tys. mieszkańców. Możemy tylko pomóc młodym w dostaniu się na najlepsze uczelnie. Fajnie, żeby to był UZ, bo jest wtedy szansa, że wrócą do Iłowy.
Prof. Maria Zielińska: – Młodzi są zaradni i odpowiedzialni. Szybko opuszczają dom rodzinny i podejmują pracę, dbają o środowisko. Mają dobrze ułożone w głowach. Musimy obserwować tych, którzy nadają ton całemu pokoleniu. Na pewno jest ogromna różnica między młodymi kobietami i mężczyznami. Kobiety nie chcą już serwisować mężczyzn. Przeciętna młoda Polka jest wykształcona, otwarta na świat. A Polak słabiej wykształcony i pozbawiony aspiracji.
Dwutygodnik „Wspólnota” wiosną opublikował wyniki rankingu „Siła kobiet w samorządach”. Lubuskie znalazło się w nim na pierwszym miejscu w Polsce, ze wskaźnikiem feminizacji wynoszącym 60 proc.
Jest to jedyne województwo w Polsce, w którym marszałkiem jest kobieta. W sejmiku 11 na 30 radnych to kobiety, kobiety rządzą pięcioma z 43 miast, siedmioma gminami i jednym powiatem.
Materia³ promocyjny
Materia³ promocyjny
Wszystkie komentarze