Gospodarze turnieju w ostrowskiej bańce przez większość meczu bronili specyficzną strefą trenera Igora Milicicia. Przez pierwszych 20 minut spisywała się ona bardzo dobrze, tym bardziej że zastalowcy mieli rozregulowane celowniki. Na początku gra szła głównie przez Geoffreya Groselle'a, ale szkoleniowiec Stali wprowadził usprawnienia i odciął środkowego od piłek. Zastal miał wielkie problemy ze zdobywaniem punktów. To Stal trzymała inicjatywę, zgodnie ze starą koszykarską prawdą, że dobra obrona rodzi dobry atak. Gospodarze wygrali obie otwierające mecz kwarty, do przerwy prowadzili wyraźnie 44:35. W pomalowanym bardzo skuteczny był Josip Sobin (14 pkt, 5/5 z gry), ze skrzydła nacierał Chris Smith (13 pkt, 4/7 z gry).
Obraz gry zupełnie zmienił się po przerwie. Z jakiegoś powodu Sobin nie oddał do końca już żadnego rzutu z gry, zniknął Smith, niewidoczny był Trey Kell. Doskonały występ kontynuował za to Kris Richard, który ciągnął punktowo Zastal przez trzy kwarty. Amerykanin rzucał na niesamowitej skuteczności, cierpliwy, czekający na swoje szanse, wykorzystywał niemal wszystkie. To głównie za jego sprawą drużyna z Zielonej Góry doszła Stal w połowie trzeciej kwarty na 48:49. Już w tym momencie Richard na koncie miał wszystkie zdobyte przez siebie 23 punkty. Prawie połowę tego, co do tego czasu zdobył cały zespół.
Po meczu koszykarze Żana Tabaka przyznali, że trener w szatni zafundował im ostrą reprymendę. Przede wszystkim widać jednak było, że po zmianie stron oswoili się ze strefą Milicicia i rozbijali ją z dużo większą swobodą. Kiedy pięć punktów z rzędu wrzucił Rolands Freimanis, Zastal wyszedł na pierwsze prowadzenie (nie licząc pierwszych minut meczu) - 53:49. Zryw zastalowców 14:0 trójką przerwał dopiero James Florence. Ale Zastal wchodził już na wysokie obroty, trzecią kwartę wygrał 24:11, wymuszając w jej trakcie aż siedem strat. Pod kątem organizacji gry różnicę robił niezastąpiony Łukasz Koszarek.
Im dalej w las, tym bardziej zaznaczała się dominacja Zastalu. Martwiły jedynie przewinienia, których zastalowcy po nieco ponad minucie czwartej kwarty mieli już cztery, ale ostatecznie Stal nie potrafiła tego wykorzystać. Do końca meczu w zasadzie stanęła w ataku. Gdzie problem? Chyba brak rozgrywających w klasycznym tego słowa rozumieniu, bo i Florence, i Kell, lubują się w indywidualnym graniu. Nie potrafili narzucić własnego tempa, uruchomić kolegów.
Ważne punkty w ostatniej kwarcie dali David Brembly (10 pkt, 3/6 z gry), bezcenny na atakowanej desce był Janis Berzins (10 pkt, 3/6 z gry). Tak po prawdzie, to dużo zastalowcom pomogło ich doświadczenie, boiskowe cwaniactwo, umiejętność przekonania sędziów do odgwizdania korzystnych dla nich gwizdków. A Stal była coraz bardziej sfrustrowana. Zastal wysforował się na prowadzenie 74:60. Gospodarze podeszli na osiem punktów na trzy minuty przed końcem, ale ich nadzieje niedługo potem dwiema trójkami z rzędu zabił Skyler Bowlin (13 pkt, 3/9 za trzy). Jak widać po liczbach, Amerykanin zaczął trafiać w najważniejszych momentach.
Ostatecznie Zastal zwyciężył 89:75. Na parkiecie nie zabrakło prowokacji, faulów technicznych i spięć między poszczególnymi zawodnikami. Dawka emocji, na jakie czekaliśmy. To będą świetne finały.
Gramy do czterech zwycięstw. Kolejny mecz już jutro, tj. w czwartek, ponownie o godz. 20.30.
ENEA ZASTAL BC ZIELONA GÓRA 89:75 BM SLAM STAL OSTRÓW WLKP.
Kwarty: 19:23 | 16:21 | 24:11 | 30:20
ZASTAL: Bowlin 13 (3), Richard 23 (3), Williams 2, Freimanis 10 (2), Groselle 17 oraz Koszarek 2, Brembly 10 (2), Berzins 10 (1), Sulima 2, Traczyk 0.
STAL: Kell 10, Garbacz 7 (1), Smith 13 (1), Mokros 2, Sobin 14 oraz Florence 13 (3), Andersson 12 (2), Ogden 4, Ryżek i Kucharek po 0.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze