Czy gdyby Zastal do finałów podszedł z wywalczoną w sezonie przewagą własnego parkietu, to cieszyłby się z kolejnego złota? Tego nigdy się nie dowiemy. Gratulacje dla Stali, dla trenera Igora Milicicia, który wzorowo poprowadził drużynę, ale te play-offy poza Ostrowem Wlkp. zawsze będą wspominane z niesmakiem. Ostrów wyłożył ok. 300 tys. zł na organizację turnieju we własnej hali, to tam rozgrywane były oba półfinały i finał Energa Basket Ligi. Oliwy do ognia dolało to, co przez całą finałową serię działo się w hali. Bańka według założeń miała być choć na pozór neutralna, bez kibiców - słyszeliśmy o pięciu wejściówkach dla każdego z klubów. Tymczasem spotkania na żywo oglądało po kilkadziesiąt osób. Ostatnio prawie setka. I głośno kibicowano.
"Bańka wstydu" - pisali przed paroma dniami nawet dziennikarze publicznej telewizji, krytykując poczynania PZKosz pod kierownictwem Radosława Piesiewicza, człowieka "dobrej zmiany" PiS.
Do Stali zero pretensji. Stanęli przed okazją i skorzystali. Wystarczyło bańkę zorganizować na neutralnym terenie - w hali, gdzie na co dzień nie gra żaden z uczestników turnieju - i nikt nie miałby żalu.
Ale to już historia.
Gwoli sprawiedliwości, na własnym parkiecie gospodarze byli drużyną po prostu lepszą. Udowodnili to na przestrzeni sześciu finałowych meczów. Byli świetnie przygotowani taktycznie, sprawniejsi fizycznie, popełniali mniej błędów. Pomagali sędziowie? Bez przesady. Starali się dobrze wykonywać swoją robotę. Stal częściej szukała kontaktu, częściej atakowała kosz, więc i częściej dostawała gwizdki.
Przez całą serię ani razu nie kierowaliśmy skarg do arbitrów. Pozwolimy sobie tylko raz, dzisiaj. W pierwszej kwarcie szóstego meczu oglądaliśmy bowiem straszliwą aptekę. Przy graczu atakującym kosz nie można było opuścić ręki poniżej poziomu głowy. Zastalowcy trafiali w piłkę, a i tak gwizdano im wszystko. Bolało, bo Zastal finalnie już po pierwszych 10 minutach przegrywał 13:34. Nie przez gwizdki, a głupie straty i błędy w obronie (Jakub Garbacz zasadził aż 14 "oczek"), ale faule tylko pogrążyły klub z Zielonej Góry.
Szkoda decyzji trenera Żana Tabaka, by podwajać Treya Kella, rozgrywającego Stali, po minięciu przez niego linii 6,75 m. Podwajany Kell wzorowo obsługiwał kolegów i po czterech minutach gry gospodarze prowadzili już 16:5. Dopiero wtedy chorwacki szkoleniowiec zrezygnował z tego pomysłu. Na pewno jednak nie chciał, by choć na chwilę bez krycia jego zawodnicy zostawiali Garbacza.
Ta kompletna dominacja w pierwszej części gry okazała się już nie do odwrócenia. Stal wyglądała na zespół mający więcej paliwa w baku, aktywniej walczący na atakowanej tablicy i wreszcie - częściej trafiający do kosza. Nadzieję dali Filip Put i Janis Berzins, za sprawą których Zastal w drugiej kwarcie zaliczył zryw 10:0. Put w parę minut wrzucił 7 punktów. Ale końcówka kwarty należała już do Stali. Florence w koźle był nie do zatrzymania, jego koledzy trafiali zza łuku. Niestety z obręczami od początku walczył Kris Richard. Amerykanin kolejny raz w tej serii "nie dojechał na mecz" i zdobył tylko 3 punkty na skuteczności... 1/17 z gry.
Do przerwy było 51:36 dla Stali. Po zmianie stron przewaga wzrosła do 20 oczek i więcej. Zastal próbował się podnieść, ale przez kwadrans nie był w stanie zejść poniżej 16 punktów straty. Parę dobrych akcji z rzędu, przestój. I tak w kółko.
Koszykarze z Zielonej Góry tym razem okropnie męczyli się ze strefą Milicicia. Walkę podjęli, gdy było już za późno. Seria trójek i dobrych dograń pod kosz pozwoliła w ciągu raptem paru ostatnich minut zbliżyć się do gospodarzy na 6 punktów. Przy takiej stracie na minutę przed końcem otwartą pozycję w rogu miał Skyler Bowlin, ale się pomylił. To był koniec marzeń dla Zastalu.
Stal wygrała mecz 92:85 i całą serię 4:2. MVP finałów wybrano Jakuba Garbacza, który rzucał średnio ponad 18 pkt na mecz.
Łukasz Koszarek: - Jestem dumny z tej drużyny. Gramy jeden z najlepszych sezonów w historii. Niestety w trakcie sezonu oddaliśmy najlepszego zawodnika ligi [Iffe Lundberg - przyp. red] i najlepszego obrońcę [Marcel Ponitka]. Przez napięty terminarz nie mieliśmy nawet czasu ze sobą potrenować. Ile mieliśmy, tyle daliśmy. Stal była lepsza i nie ma co się rozdrabniać.
Żan Tabak: - Gratulacje dla Stali za zwycięstwo na własnym parkiecie. W tej serii byli drużyną lepszą, nie byliśmy w stanie sprostać im fizycznie. Nasze problemy zaczęły się, gdy straciliśmy w środku sezonu naszych dwóch najbardziej atletycznych graczy. Finałów nie możemy za bardzo rozpamiętywać, bo przed nami jeszcze playoffy w lidze VTB.
Chorwat odchodzi po sezonie z klubu, wyjeżdża z Polski. Podkreślił, że ma personalne powody, nie koszykarskie. Uwielbia Polskę i polską koszykówkę. Oba sezony spędzone z Zastalem uważa za ogromny sukces. Doprowadził do stabilizacji finansowej klubu, wywalczył mistrzostwo Polski, superpuchar i puchar Polski, osiągnął playoffy w lidze VTB.
BM SLAM STAL OSTRÓW WLKP 92:85 ENEA ZASTAL BC ZIELONA GÓRA
w serii do czterech zwycięstw Stal ograła Zastal 4:2
Kwarty: 34:13 | 17:23 | 21:17 | 20:32
STAL: Kell 11, Garbacz 22 (6), Smith 8 (1), Andersson 6 (2), Sobin 13 oraz Florence 13 (2), Ogden 16, Mokros 3.
ZASTAL: Koszarek 10 (1), Richard 3 (1), Brembly 7 (1), Freimanis 14 (2), Groselle 22 oraz Berzins 15 (3), Put 9 (1), Bowlin 5 (1).
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
A koszykarzom należy gratulować bardzo dobrego sezonu i trzymać dalej kciuki za mam nadzieję udany play off w VTB.
A małomiasteczkowy karierowicz? Bez komentarza. Szkoda czasu na pisanie o miernotach.
Ale Zielona Góra to metropolia na miarę Tokio.
Janusz pożałował kasy to i 60 kibiców w "bańce" nagle się znalazło.
Ale to nie zmienia faktu, że Ostrów nie psim swędem został Mistrzem.