Las otaczający zielonogórską Raculkę to popularny spacerniak wschodniej części miasta. Można nim dojść do cmentarza, na żużlowy stadion. Zaciszny, mieszany las, z przewagą drzew liściastych, jest chętnie odwiedzany przez biegaczy (to właśnie z tego lasu najczęściej zdjęcia na Facebooka wrzuca prezydent Zielonej Góry, który jest także mieszkańcem osiedla).
Chcesz dostawać e-mailem serwis z najważniejszymi informacjami z Zielonej Góry? Zapisz się na nasz bezpłatny newsletter.
Według biologów, to wyjątkowo cenny przyrodniczo las. Zlewa się z parkiem Braniborskim i pomnikową aleją modrzewiową. Występują tu chronione gatunki roślin, ptaków i płazów.
W sobotę przed południem mieszkańcy Raculki wyruszyli do niego, by go posprzątać. Spontaniczną akcję zaaranżowała Elżbieta Gruszecka, mieszkanka ul. Dereszowej, wieloletnia polonistka VII LO.
- Na spacerach zbieramy z mężem śmieci zostawione w lesie, puszki, papierki po cukierkach. Wiemy, że tak sprzątają też sąsiedzi, postanowiliśmy zjednoczyć siły i wyzbierać wszystko w jeden dzień - mówi Gruszecka.
Akcję uzgodniła z miejskim leśniczym. Mieszkańcy dostali profesjonalne rękawice ogrodowe i worki. Las podzielono na kwartały, a w tych wyznaczono miejsca, w których mieszkańcy mogli zostawić worki pełne śmieci. W poniedziałek odbierze je śmieciarka. Punktualnie o godz. 11 mieszkańcy (a przybyło ich ok. 30) rozpierzchli się po lesie.
Mieszkańcy zebrali ok. 50 dużych worków śmieci. W nich „małpki" i puszki po piwie, torebki po chipsach, porzucone przez kibiców żużlowych, którzy lasem chodzą na stadion przy Wrocławwskiej.
Pan Karol, mieszkaniec ul. Tarpanowej przyszedł z siedmioletnim Antosiem. Wybrali sprzątanie fragmentu lasu między jeździeckim ośrodkiem i pętlą „zerówki". Zanurkowali w gąszczu pokrzyw. Znaleźli w nich puszki po piwie.
- Świetna akcja! - ocenili tata z synem i zebrali razem kilka wielkich worków.
Sebastian Cielecki, zielonogórski społecznik sprzątał razem z żoną.
- Musimy powtórzyć akcję późną jesienią, bo wiele śmieci zniknęło w wysokiej trawie. Przed zimą znowu je zobaczymy - tłumaczy.
Las sprzątała cała rodzina Zamlewskich. - Mam prawie same butelki, aż ciężko unieść - śmiała się Paulina Zamlewska-Lipiec. Jej tata, Romuald, znany zielonogórski ogrodnik, wszedł w głąb lasu. Wybrał śmieci, które zalegały tam latami. Szybko zapełnił worek.
- Nie tylko przy ścieżkach trzeba sprzątać - mówił do żony Teresy.
Inni mieszkańcy rozprawili się z lasem okalającym cmentarz. Wiatr zwiewa tam fragmenty plastikowych stroików i kwiatów z grobów.
- Przyjemne z pożytecznym, limit kroków na dziś prawie wyrobiony! - śmiała się Anna Piszczyńska, mieszkanka ul. Rumakowej.
- Zebraliśmy też części rowerowe, odzież, a nawet elementy wystroju domu. Przyrzekliśmy sobie, że o te lasy będziemy stale dbać, tym bardziej, że do Budżetu Obywatelskiego zgłosiliśmy projekt stworzenia tu parku - mówi Claudia Maria Karwicka, mieszkanka ulicy Stajennej.
- Chcemy, by pojawiły się w nim ławki, miejsca do odpoczynku i leśna siłownia. Park ma służyć nie tylko raculczanom, ale i całej wschodniej części miasta - dodaje Sebastian Cielecki.
Miejski leśniczy Arkadiusz Orzeszko chwali mieszkańców Raculki.
- Są w tym roku pierwszym osiedlem, które tak licznie poszło sprzątać swój las. Zazwyczaj sprzątają harcerze, grupy społeczników albo mieszkańcy sprzątają indywidualnie. Tu poszło całe osiedle - mówi. I dodaje, że problem śmieci w lasach i zieleńcach się pogłębia. Jego pracownicy zbierają tygodniowo ponad tonę śmieci z miejskich terenów.
- W pandemii ludzie chętniej wychodzą do lasów, parków. Niestety, zostawiają tam śmieci - mówi leśniczy Orzeszko i dodaje, że problemem nie są tylko śmieci, ale także odpady zielone.
- Mieszkańcy domków jednorodzinnych wywożą do lasów ścięte gałęzie czy trawę. Tego robić nie wolno. Grożą za to kary - dodaje.
Kilka dni wcześniej mieszkańcy Raculki zaprosili na osiedle zielonogórskich radnych. Chcieli porozmawiać, jak rozszerzyć park Braniborski o ich ukochany las, czy jest szansa na naprawienie ulic, które nie były remontowane od ponad 30 lat.
- Nie upominaliśmy się o nasze osiedle, zawsze byliśmy samowystarczalni. Żyje nam się tu bardzo dobrze, ale przyszedł czas, by miasto także o nas zadbało. Chcemy także mieć pewność, że nasz las nie zostanie nigdy wycięty - tłumaczyła Elżbieta Gruszecka. Kilka lat temu rodzina Gruszeckich musiała wykupić działkę, by uchronić pobliski las przed wycinką.
Jacek Budziński, radny PiS podpowiedział mieszkańcom, jak wygląda procedura ustanowienia zespołu przyrodniczo-krajobrazowego (takim jest park Braniborski).
- Najlepiej rozszerzyć uchwałę o sąsiednim zespole. Zebrać opinie przyrodników, konsultować się z prawnikami wojewody, by uniknąć proceduralnych pomyłek. Gdy tworzyliśmy park Braniborski, trzy razy uchwała wracała do ratusza, bo trzeba było ją poprawiać. Dziś jesteśmy bogatsi o doświadczenia - twierdzi Budziński.
- Park trzeba rozszerzyć aż do granic drogi S3. To bardzo cenny przyrodniczo teren. Klin zieleni, który daje chłód całemu miastu - mówiła "Wyborczej" Bożena Ronowicz, radna PiS.
Sławomir Kotylak i Dariusz Legutowski, radni KO podpowiadali, jak wymóc na miastu remonty dróg.
- Najlepiej robić to etapami, bo potrzeby osiedla są ogromne. To duże koszty - tłumaczyli.
Na spotkanie był także zaproszony Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry, który jest także mieszkańcem osiedla. Nie skorzystał Jego żona tłumaczyła, że prezydent nie chce angażować się w remonty na osiedlu, bo spotka się to z falą hejtu zielonogórzan i zarzutami o prywatę.
Janusz Rewers, radny KO - To jakiś absurd! Mieszkańcy muszą mieć dziurawe drogi i cierpieć, bo mieszka tu prezydent? To obłęd. Muszą czekać aż się wyprowadzi? - pyta.
Wszystkie komentarze
widziałam, że w tym czasie biegał po łące i dmuchał dmuchawce haha.
Nasz oderwany od rzeczywistości pan prezydent.