Maryna uciekła przed wojną ze Lwowa. Kiedyś próbowała uczyć się języka polskiego. Jeszcze przed agresją Rosji na Ukrainę planowała wraz z rodziną wyjazd do Polski. Jest pielęgniarką, wie, że w Polsce można szybko znaleźć zatrudnienie w szpitalu. Za większe niż w Ukrainie pieniądze. Wojna przyśpieszyła decyzję o wyjeździe. Wybór padł na Zieloną Górę.
- Lubię takie malutkie miasta - tłumaczy. Maryna na początku zamieszkała u jednej z polskich rodzin. Teraz sama wynajmuje mieszkanie. I uczy się, by móc pracować w zawodzie. Do tego, by zrozumieć pacjentów, musi dobrze znać język polski. O ofercie Uniwersytetu Zielonogórskiego przeczytała w internecie. Na zajęcia chodzi od końca marca. Za miesiąc bez problemu dogada się z każdym Polakiem.
Pomysł darmowych kursów języka polskiego dla uchodźców z Ukrainy pojawił się w Pracowni Języka Polskiego dla Cudzoziemców pod kierownictwem profesor Iwony Pałuckiej-Czerniak.
- Był marzec, przybywało do nas wielu uchodźców, wszyscy byliśmy bardzo poruszeni dramatyczną sytuacją w Ukrainie. Dlatego pojawiła się inicjatywa darmowej nauki - wspomina prof. Magdalena Stęciąg. Po tygodniu od wybuchu wojny ruszyły zapisy. Na początku zaplanowano naukę dla czterech grup. W każdej mogło uczyć się 11 osób. Listy zapełniły się w kilka godzin.
- To było zaskakujące, bo pierwsze grupy uchodźcze dopiero docierały do Zielonej Góry. Rozpoczęłyśmy planowanie kolejnych zajęć - mówi prof. Steciąg. Pod koniec marca do polonistek dołączyli lektorzy innych języków. Dzięki ich wsparciu udało się utworzyć 21 grup, a wciąż zostało około stu osób na liście rezerwowej.
- Prawdopodobnie będą powstawać kolejne grupy - mówi profesor Iwona Pałucka-Czerniak i nie wyklucza, że wykładowczynie w projekt zaangażują się także w następnym semestrze.
Prof. Magdalena Steciąg nazywa kurs „językowym survivalem".
- To 30-godzinny kurs podstawowy języka polskiego na poziomie A1, kończący się uzyskaniem certyfikatu uczestnictwa - tłumaczy prof. Steciąg. W praktyce oznacza to tyle, że kursant będzie potrafił mówić i pisać o codziennym życiu. Przedstawi się, opowie o swoich zainteresowaniach, rodzinie, zrobi zakupy w sklepie i co najważniejsze, poradzi sobie w pracy. Odpowie na proste pytania, pozna liczby i standardowe zwroty grzecznościowe. Polonistki uczą w zakresie czytania, słuchania, pisania oraz mówienia.
Z kursów Uniwersytetu Zielonogórskiego korzystają głównie kobiety. Najmłodsze są jeszcze nastolatkami, najstarsze skończyły 70 lat. Przychodzą z siostrami, matkami, kuzynkami. Do nauki podchodzą z determinacją. Chcą szybko znaleźć pracę.
Uczą się w małych, 11-osobowych grupach, w profesjonalnych salach do nauki języków obcych. Każda siedzi w kabinie wyposażonej w słuchawki. Słowa można zapisywać na interaktywnej tablicy, która sama je czyta.
Uchodźczynie przyznają, że na początku największym problemem jest nauka pisania. Muszą opanować alfabet łaciński, tak odmienny od ukraińskiej grażdanki.
- Polski jest trudny, ale interesujący oraz podobny do ukraińskiego - mówi Wiktoria, która uciekała z obwodu dniepropietrowskiego. Nie lubi odmiany rzeczowników i czasowników. - Koniugacja to największy kłopot. Poza tym łatwiej polski zrozumieć, niż samemu nim mówić - przyznaje i dodaje, że Ukrainki z zachodu Ukrainy mają nieco łatwiej. Mają inną wymowę niż te ze wschodu. Jest im łatwiej mówić po polsku.
Początki były trudne. Pierwsze słowo po polsku? Własne imię spisane z paszportu drukowanymi literami. Po miesiącu Ukrainki piszą już małymi literami, a nauczycielki pamiętają ich imiona. Na sali jest cicho, wszyscy pracują w skupieniu. Gwarnie i wesoło robi się, gdy przychodzi czas na piosenki. „Jak się masz, kochanie?" to przebój na kursach języka polskiego.
- Nie lubię się uczyć, ale nauka języka polskiego bardzo mi się podoba - mówi Maryna. Język szlifuje na każdym kroku - robiąc zakupy, rozmawiając z Polakami w autobusie. Idzie jej coraz lepiej.
Artykuł napisał Krzysztof Kulina, student IV roku dziennikarstwa Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze