Po co miasto i wojewoda pomagają osobom uchodźczym?
To pytanie jest niebywale kluczowe. Szczególnie w obliczu informacji, jaką wczoraj opublikowali urzędnicy Janusza Kubickiego w swoich mediach społecznościowych.
Informowali o nowym centrum pomocy dla osób uchodźczych przy ul. Dworcowej w Zielonej Górze. Rok po wybuchu wojny w Ukrainie. Dlatego uważam, że pomysł, choć słuszny, jest niebywale spóźniony.
Powstanie centrum nie jest pomysłem wojewody czy prezydenta. Rok temu, o tej porze, Ukraińcom pomagali społecznicy i mieszkańcy. Lubuska marszałkini uruchomiła w sali kolumnowej urzędu marszałkowskiego pomocowy punkt. Kolejny przy ul. Dolnej 6 prowadziła społeczniczka.
Miałam to szczęście koordynować pracą pierwszego punktu (razem z Elizą Zaborowską-Kujawą), szło nam gładko, bo miałyśmy wsparcie Elżbiety Polak, ale już wtedy alarmowałyśmy, że jeśli siły połączy z nami wojewoda, prezydent można stworzyć Centrum Pomocowe na większą skalę, jeszcze prężniejsze. Rozmowy trwały kilka tygodni pomiędzy przedstawicielami urzędu marszałkowskiego, prezydenta miasta (tu oddelegowani byli raz wiceprezydent Dariusz Lesicki, innym razem pani Wioleta Haręźlak, a innym razem jedna z dyrektorek pracujących w urzędzie), oraz z ramienia wojewody (on sam i wicewojewoda Olimpia Iwko-Tomczyk). W drodze rozmów zrodziło się porozumienie, na którego kanwie owo centrum miało powstać. Niestety mimo deklaracji wszystkich stron o woli przystąpienia do porozumienia i współpracy, strona rządowa, jak i miejska nie podpisały go i grały przez długi czas na zwłokę, szukając coraz to nowych argumentów przeciwko powstaniu takiego centrum. Pomysł spotkało fiasko, choć strona społeczna i pozarządowa oraz lubuska marszałek byli przekonani, iż była to pilna i zbadana potrzeba.
Centrum to miało być miejscem, gdzie osoby przybywające do naszego miasta i regionu otrzymałyby kompleksową pomoc. Od zaopatrzenia w artykuły pierwszej potrzeby poprzez pomoc przy zakwaterowaniu, opiekę prawną, psychologiczną czy też pomoc przy dopełnianiu wszelkich formalności. To tam osoba szukająca pomocy byłaby zweryfikowana, dostałaby swego rodzaju karnet, na podstawie którego byłaby wydawana pomoc rzeczowa i mogłaby skorzystać z komputera z dostępem do internetu oraz tłumacza. Walorem powstania takiego miejsca byłoby uniknięcie nadużywania pomocy, ale też celowana, kompleksowa pomoc. I co najważniejsze, byłaby znana skala udzielanej pomocy i realne potrzeby osób jej szukających. Nie od dziś wiadomo, że działania skoordynowane są po prostu skuteczniejsze i bardziej ergonomiczne niż te czysto spontaniczne.
Zdaniem wielu organizacji pozarządowych, które angażowały się w pomoc od pierwszych dni wojny, i które podpisały to porozumienie, centrum oparte na dwóch samorządach i reprezentancie rządu było najlepszym rozwiązaniem. Niestety wojewoda lubuski oraz prezydent Kubicki nie dążyli do skutecznej i transparentnej organizacji pomocy ze względu, jak śmiem przypuszczać, na potrzebne nakłady finansowe i współpracę ponad podziałami politycznymi. To rząd okazał się najsłabszym ogniwem, jeśli chodzi o skuteczność w działaniu, a prezydent miasta, zamiast pomyśleć perspektywicznie (społecznicy przewidzieli, że działanie takiego centrum będzie długofalowe), kierował się antypatiami i sympatiami politycznymi. Jak się dziś okazało, ci którzy postulowali i zabiegali o powstanie Centrum, mieli rację. Wtedy usłyszeli od przedstawicieli miasta, że pomoc za chwilę już nie będzie potrzebna, centrum nie ma sensu, a nawet jeśli, to opór księdza dyrektora zielonogórskiego Caritasu był bardzo wyczuwalny.
Jednak prezydent Kubicki, wojewoda Dajczak i jego zastępczyni oraz sam Caritas uznali, że to centrum ma rację bytu, lecz tylko, gdy inicjatywa będzie oparta na tych trzech filarach. Pominięto też pomysłodawczynie i inicjatorki, których zdanie zlekceważono, a centrum powstało nie wtedy, gdy było najbardziej potrzebne, a dopiero po roku, gdy nakłady na tę pomoc są wielokrotnie mniejsze. Niełatwo uciec od refleksji, że dziś, w roku wyborczym i rok przed wyborami samorządowymi, taka inicjatywa jest opłacalna wizerunkowo, a pomagać tak, ale na własnych, nie do końca transparentnych zasadach. Dlaczego wtedy nie było sensu i możliwości, a dziś znalazły się raptem i możliwości, i tenże sens. Jak długo polityka i chęć zbijania kapitału politycznego będą ważniejsze od empatii?
Wszystkie komentarze
serio, tylko prezerwatywy? A byłeś tam w ogóle? tysiące zielonogórzan znosiło pomoc materialna do Urzędu marszałkowskiego, prócz tego była konkretna pomoc prawna i stosy żywności, leków, środków higienicznych. Dlaczego kłamiesz? z zawiści? bo tak robią pisowcy i ci od kubickiego?
Wiesław Śmiech