- Gdyby Polska Walcząca miała twarz, byłaby to twarz Marty Bejnar-Bejnarowicz - mówili o niej koledzy z LDM tuż po wyborach. Teraz jest w opozycji do prezydenta Wójcickiego, którego sam LDM wyniósł do ratusza.
Z zawodu architekt, w samorządzie jest szefową klubu radnych LDM i przewodniczącą komisji gospodarki w radzie miasta. Z radnej-debiutantki (przebojem weszła do rady zdobywając 956 głosów - najwięcej w całym mieście) od początku stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy gorzowskiej polityki. Pracowita i aktywna. Jest na większości spotkań z mieszkańcami np. dotyczących budżetu obywatelskiego, sama też organizuje własne "latające dyżury" w różnych dzielnicach.
To rodzi pytania: sumienne i aktywne wypełnianie mandatu radnego, czy coś więcej? "Pani Marta już dawno powiedziała, że będzie kandydowała na prezydenta" - stwierdził prezydent Wójcicki w Radiu Gorzów. Sama pani Marta takie spekulacje zbywa zwyczajowym "za wcześnie jeszcze mówić".
Wojewódzka konserwator zabytków chętnie rozmawia z dziennikarzami, nie boi się odpowiadać na trudne pytania. Można zarzucać jej, że w niektórych sprawach jest zbyt zachowawcza, ale w świecie konserwatorów to zrozumiałe - wielu polityków tylko czeka na ich potknięcia. A Bielinis-Kopeć jest na stanowisku już od 12 lat. Mimo tego jej decyzje czasem wywołują kontrowersje. Ostatni raz w październiku w Świebodzinie, gdy - zgodnie z jej zaleceniami - na odnowionej kamienicy pojawiła się rekonstrukcja niemieckiego napisu. Mieszkańcy zaprotestowali, a konserwator ostatecznie zgodziła się na jego zamalowanie. Gdyby nie uległa, "dobra zmiana" zapewne w mgnieniu oka pozbawiłaby jej stanowiska.
Bielinis-Kopeć nie ma łatwego życia - ma siedzibę w mieście, którego prezydent otwarcie przyznaje, że zabytki niewiele go interesują i wiele z nich pozbawiłby tego statusu. Jej największym sukcesem jest ocalenie (również dzięki ówczesnej prezydent Bożenie Ronowicz) budynku Polskiej Wełny z dwiema charakterystycznymi wieżami. Należą się jej za to ukłony od przyszłych pokoleń. Interweniowała, gdy okazało się, że zielonogórskie wieżowce przy al. Konstytucji 3 Maja mają mieć po ociepleniu krzykliwe kolory. Nie zgodziła się na zabudowanie placu Słowiańskiego, wyburzenie Centrum Biznesu i dawnych domów winiarskich. Niestety, zaakceptowała czerwoną elewację planetarium, chociaż mogła nakazać jej zmianę. Można przypuszczać, że święty spokój i uniknięcie zawirowań wokół jej stanowiska okazały się ważniejsze niż estetyka.
Znają ją chyba wszyscy. Jeśli nie z sitcomu "Kasia i Tomek", to z "Magdy M" lub "Domu nad rozlewiskiem". Joanna Brodzik urodziła się w Krośnie Odrzańskim. Do szkoły podstawowej chodziła w Lubsku, w Zielonej Górze kończyła VII LO.
Znana aktorka coraz bardziej udziela się w życiu woj. lubuskim. Została jego oficjalną ambasadorką, promuje region np. na Woodstocku. Gościła na ostatnim Kongresie Kobiet. Regularnie wspiera Lubski Dom Kultury, pomaga tamtejszym dzieciom już od prawie 20 lat.
Ma ważny pretekst, by wracać w rodzinne strony. W Lubsku, skąd pochodzi, otworzyła niedawno fundację Opiekun Serca. Zorganizowała Festiwal Dzieci i Młodzieży Specjalnej Troski. - Wpajamy dzieciom wartości, które wyznają przez całe życie. Mnie ukształtowała praca z osobami niepełnosprawnymi. Nasze problemy przy ich problemach są niczym - mówi.
Właściwie łatwiej byłoby wymienić, czego nie robią. Lista ich działań jest naprawdę długa. Przykłady? Jako Lyada organizują happeningi, warsztaty, gry miejskie, wspólne spacery mieszkańców, zbiórki pomocowe. Prowadzą TechKlub, w którym dyskutują o nowoczesnych technologiach i warsztaty dla dorosłych pod hasłem "wyluzuj!", których uczestnicy mogą odsapnąć od codziennych trosk. Uczyli stolarki, fotografii, ogrodnictwa, renowacji mebli czy decoupage'u. Malowali też schody do amfiteatru i boisko na os. Łużyckim. Dodajmy sadzenie kwiatów, fitness na deptaku, grzybobrania.
Fundacja powstała trzy lata temu. Jej mózgiem i motorem napędowym jest Irina Brovko. Ma 34 lata, pochodzi z Charkowa na Ukrainie. Do Zielonej Góry przyjechała przed sześcioma laty za mężem. Robił karierę w ukraińskiej filii zielonogórskiego ADB. Niedługo później Irina poznała Beatę Tokarz, Idę Ochocką, Annę Zielińską, Maję Kimnes i pozostałe osoby, które do dziś działają w Lyadzie: Edytę Wieczorek, Monikę Suder, Macieja Mazura czy Dagmarę i Tomasza Janiaków. - Od pierwszego spotkania wiedziałam, że Irina to energetyczna osoba. Podobało mi się jej podejście, żeby zmieniać rzeczywistość, ale oddolnie. To jest tak pozytywna i zakręcona osoba, że nawet jak ma się doła, to w jej towarzystwie od razu przechodzi. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych - opowiadała "Wyborczej" Beata Tokarz. - Pamiętam, jak w dziewiątym miesiącu ciąży biegała po mieście i wieszała baloniki, żeby akcja poszła, jak trzeba.
Wladyslaw Czulak
Dziś mówi się, że zanim powstała Lyada, w mieście latały tylko pojedyncze jaskółki. Dopiero dziewczyny na dobre rozruszały miasto. Brovko jest obecnie cenioną w mieście postacią - zasiada choćby w miejscie Radzie Działalności Pożytku Publicznego.
Pierwsza jest architektem, druga architektem krajobrazu. W dobie rzeki unijnych pieniędzy, która spływa do miasta, panie przeżywają największe prosperity. Goińska zaprojektowała (a dokładniej: przygotowała PFU) m.in. siedzibę nowej szkoły muzycznej przy ul. Dzikiej i budynek Domu Harcerza przy ul. Wyszyńskiego. To jej autorstwa będzie odnowiony plac przy filharmonii. Niestety, pojawiają się wątpliwości co do walorów estetycznych projektowanych przez nią obiektów. Kiedy przygotowała projekt rozbudowy filharmonii, znany architekt Jerzy Gurawski nie pozostawił na nim suchej nitki. Goińską krytykował też zielonogórski oddział SARP.
Mateusz Pojnar/AG
Kochańska z kolei specjalizuje się w zieleni. Też nie bez kontrowersji - to ona zajmuje się projektem rewitalizacji parku Tysiąclecia, który w otoczce skandalu został odebrany krakowskiej firmie BudCud. Oprócz tego przygotowała projekty odnowy m.in. Wzgórza Winnego, parków w Zatoniu, Sowińskiego i przy ul. Partyzantów.
Międzynarodowy zespół naukowców po raz pierwszy w historii zarejestrował w 2016 r. fale grawitacyjne przewidziane przez teorię Alberta Einsteina. Odkrycie na miarę Nobla - uznał świat. Członkiem zespołu była prof. Dorota Gondek-Rosińska z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
- To było najsilniejsze zjawisko astronomiczne, jakie kiedykolwiek zaobserwowano. Udało się wreszcie, po tylu latach i prób - mówiła z dumą prof. Gondek-Rosińska. - Zjawisko będziemy mogli w przyszłości używać m.in. do mierzenia odległości w kosmosie. Będziemy mogli sięgać do samych początków Wszechświata i patrzeć, co się działo w tych odległych czasach. Prawdopodobnie jesteśmy też świadkami powstania nowej dziedziny nauki: astrofizyki fal grawitacyjnych
Do fizyki przyciągnęły ją książki science fiction, przede wszystkim Stanisław Lem. Jego twórczością facynowała się w dzieciństwie. Studiowała na Uniwersytecie Warszawskim, doktoryzowała się w Centrum Astronomicznym im. M. Kopernika PAN w Warszawie, habilitowała na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Była stypendystką w Obserwatorium Paryskim. Wygrywała konkursy naukowe w najlepszych ośrodkach francuskich i hiszpańskich.
- W dziedzinie astrofizyki relatywistycznej jest niewiele kobiet i przyznam szczerze, że nie znam żadnej, która miałaby trójkę dzieci - opowiadała w Wyborczej prof. Godnek-Rosińska.
W 2008 r. została laureatką programu "Focus" Fundacji na rzecz Nauki Polskiej dla młodych naukowców z dziedziny astrofizyki. Zdobyła fundusze i w niecałe trzy lata stworzyła zespół doktorantów, który bada fale grawitacyjne, a także zbudowała klaster komputerowy do skomplikowanych symulacji relatywistycznych. Znalazła ich w Zielonej Górze, bo na UZ pracowali wybitni astrofizycy zajmujący się pulsarami - gwiazdami neutronowymi, które mogą emitować promieniowanie grawitacyjne.
Choć piękna aktorka urodziła się w Zielonej Górze, to liceum ukończyła już we Wrocławiu. W tamtejszej filii również skończyła Wydział Aktorski krakowskiej PWST.
Filmowy debiut zaliczyła w 1999 r. Miała 11 lat. Przełomem dla Aleksandry Hamkało były lata 2011-2012. Wtedy zagrała w dwóch głośnych obrazach - "Sala samobójców" i "Big Love". Szczególnym echem odbiła się jej główna rola w "Big Love". Razem z Antonim Pawlickim odegrała mocną scenę erotyczną.
W 2013 r. można było ją zobaczyć w spocie ONZ, nakręconym na potrzeby kampanii poruszającej problem głodu na świecie.
Rok później zagrała jedną z głównych ról u boku Roberta Więckiewicza w "Ziarnie prawdy", filmowej adaptacji książki Zygmunta Miłoszewskiego.
Hamkało szturmuje też seriale, grała m.in. w "Świecie według Kiepskich", "Pierwszej miłości", w "Lekarzach", a ostatnio telewidzowie regularnie mogą ją spotkać w serialu "Na dobre i na złe", gdzie gra Julię Burską.
Aktorka urodzona w Zielonej Górze jest teraz na topie, rozpisują się o niej portale plotkarskie. "Urodziła, nie urodziła?" - pytały w tamtym roku. W końcu dziennikarze podpatrujący życie celebrytów mogli odetchnąć. Hamkało została mamą małej Jagny.
Aleksandra Hamkało już teraz ma ugruntowaną pozycję w polskim świecie aktorskim, jednak cały czas się rozwija. Kolejne duże propozycje to kwestia czasu.
Jest mocną i wpływową polityczką na lubuskiej arenie. W subiektywnym rankingu dziennikarzy "Wyborczej", wskazującym następcę prezydenta Janusza Kubickiego, zdobyła pierwsze miejsce.
Silna osobowość. W oświatowym środowisku, które w Zielonej Górze nadzoruje, uchodzi za bezkompromisową - jak postanowi, tak będzie. Przy wdrażaniu nowej reformy oświaty pokazała jednak, że zdanie rodziców i dyrektorów szkół jest dla niej tyle ważne, by ulec i pójść na ustępstwa.
Haręźlak rokrocznie pokazuje, że ma do siebie dystans, przy okazji nietypowych licytacji WOŚP. Tradycją już stało się, że na potrzeby akcji Jurka Owsiaka potrafi wyjść ze swojej roli i na jeden dzień wcielić się np. w kucharkę, szoferkę czy myjącą płacowe okna alpinistkę.
Kto nie chciałby mieć 673 mln zł do wydania w ciągu roku? A ta pani ma taka kasę do dyspozycji. Szkopuł w tym, że wydatki są dokładnie rozplanowane przez innych. Trzeba jednak przyznać, że skarbniczka Gorzowa też może przy tym planowaniu wtrącić swoje - nomen omen - "trzy grosze". A jak chodzą słuchy, nawet przy wydawaniu kasy.
- Przekonałem się, że pani Agnieszka Kaczmarek każdą złotówkę przed wydaniem ogląda trzy razy. Chętnie powierzyłbym jej w opiekę także swój prywatny budżet - tak na początku kadencji rekomendował radnym swoją współpracowniczkę prezydent Jacek Wójcicki.
Wprawdzie przedtem przez siedem lat była skarbniczką w Deszcznie, ale razem z prezydentem powróciła do Gorzowa, gdzie zaczynała kiedyś swoją pracę w wydziale budżetu i rachunkowości. Absolwentka Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, studiów podyplomowych dla skarbników, kursów rachunkowości, szkoleń dla księgowych itp. Dyplomowany księgowy oraz biegły rewident z doświadczeniem w badaniu i przeglądzie sprawozdań finansowych spółek komunalnych.
Można ją zdecydowanie nazwać największą bojowniczką o prawa kobiet w regionie i jedną z największych - tak, tak - w kraju. Błyskotliwa, merytoryczna, rzeczowa, ale i dowcipna. Na ciągłej wojnie z obłudą "Prawdziwych Polaków". Uwielbiają ją rzesze studentów polonistyki, choć bywa kontrowersyjna.
Regularnie udziela wywiadów największym mediom w Polsce - ostatnio gościła m.in. w TVN czy na łamach tygodnika "Polityka".
Jedno jest pewne: to był rok Anity Kucharskiej-Dziedzic.
W maju 2016 r. prezeska Lubuskiego Stowarzyszenia na Rzecz Kobiet BABA dostała prestiżową Nagrodę Polskiej Rady Biznesu im. Jana Wejcherta. Kategoria? Rzecz jasna działalność społeczna.
Odbierając nagrodę mówiła: - Państwo mnie zaskoczyli, bo polski biznes jest zachowawczy i konserwatywny. A państwo nagrodzili feministkę i chyba... lewaczkę. (...) O nieszczęśliwe rodziny musimy naprawdę zadbać. O te nieszczęśliwe kobiety - bite, gwałcone, sponiewierane. To wstyd, że ciągle takie organizacje jak BABA są potrzebne.
I o te kobiety od lat walczy właśnie z BABĄ.
W listopadzie ub. roku Kucharska-Dziedzic została odznaczona Odznaką Honorową za Zasługi dla Województwa Lubuskiego.
Nie szczędzi gorzkich słów pod adresem obecnego rządu, który ewidentnie ma na pieńku z kobietami. - Jesienią setki tysięcy Polek zdecydowało przywdziać wojenne barwy, manifestować czarnym strojem, wziąć w ręce wiosenne rekwizyty (wieszaki) i moknąć w zimnym deszczu długie godziny na ulicach tak, że parasolki stały się nie tylko nowym rekwizytem, ale wręcz symbolem buntu - pisała ostatnio na naszych łamach. Symbolem buntu, który trwa.
Miejskim Zakładem Komunikacji kieruje od niepamiętnych czasów. Langner wdraża duże, przełomowe projekty, w których się specjalizuje i odnosi sukcesy. Zielona Góra była m.in. pierwszym miastem w Polsce z automatami biletowymi w autobusach i elektronicznymi tablicami na przystankach.
Sprawnie zarządza zakładem. Wzbudza respekt wśród pracowników, a także kolejnych miejskich włodarzy. Niestety, w miejskiej komunikacji kuleją trochę małe, codzienne sprawy, jak np. wiecznie psujące się terminale doładowań, które na dodatek nie przyjmują banknotów. Tak jakby w gąszczu wielkich wyzwań umykały te najdrobniejsze...
Najbliższy czas będzie ukoronowaniem wielu lat rządów Barbary Langner. Dojdzie do finalizacji kosztownych i ważnych dla miasta projektów, takich jak kupno elektrycznych autobusów, budowa centrum przesiadkowego czy przebudowa zajezdni. A twarzą zmian - obok prezydentów Kubickiego i Kaliszuka - zostanie właśnie dyrektor MZK.
Gdzie diabeł nie może? Tam Liddane pośle! - pisaliśmy w podobnym zestawieniu przed rokiem. I to, na szczęście, się nie zmienia. Teraz społeczniczka ma wyjątkowo dużo pracy, bo w Polsce masowo wycinane są drzewa. Liddane jeździ, robi zdjęcia, próbuje przekonywać ludzi, żeby jednak drzewa na swojej posesji ocalili. Kiedy trzeba, dzwoni lub pisze zawiadomienia do policji i prokuratury. Często jest tak, że sama musi wykładać prawo bezradnym funkcjonariuszom. To dzięki niej wstrzymana została wycinka blisko 30 ha cennego olsowego lasu pod Sławą na obszarze Natura 2000.
Efekt Szyszki. Rolnik tnie hektary wyjątkowego lasu z obszaru Natura 2000
Joanna Liddane ma 46 lat, jest prezesem Zielonogórskiego Towarzystwa Upiększania Miasta, ekolożką, działaczką na rzecz ochrony zwierząt, a przede wszystkim społecznikiem. To ona poderwała mieszkańców Zielonej Góry by walczyli o Las Piastowski, przez który prezydent Kubicki chce budować obwodnicę, czy stanęła w obronie działki na Wzgórzach Braniborskich, gdzie w miejscu historycznego parku blok budować miał deweloper. To jej w dużej mierze zawdzięczamy narodziny w Zielonej Górze społeczeństwa obywatelskiego. Na początku trzeciej kadencji Kubickiego, udowodniła, że mieszkańcy nie stoją na straconej pozycji w walce z władzą i wręcz powinni ubiegać się o swoje racje, wychodzić na ulice, protestować.
Liddane z niekompetencją urzędników mierzy się od 20 lat. Ocaliła tysiące drzew, które miały iść pod topór, ratował setki zwierzaków psów, kotów czy koni (niektóre wzięła do siebie). Współpracuje z fundacjami z całej Polski zajmującymi się planowaniem publicznej przestrzeni, organizacjami ekologicznymi. Walczy o to, by przestrzeń, która nas otacza nie była byle jaka, byśmy zachowali krajobraz kulturowy. Jak choćby secesyjna stolarka poniemieckiej świetlicy w Raculi. Jak to się dzieje? Liddane jedzie przez wieś autem, zatrzymuje się, zerka za rusztowanie, węszy a gdy odkryje szwindel... spada lawina. Telefony do wójta, projektanta, konserwatora... Z tą kobietą się nie wygra!
Magda Mikołajczyk, aktorka kabaretowa, grała w formacjach Słoiczek po Cukrze i Szum. Dziś słynie z bloga Matko Jedyna, na którym we wzruszający, inteligentny sposób opowiada o swoim macierzyństwie. Jej profil na FB śledzi już ponad 60 tys. osób. "Matko Jedyna, jesteś światu niezbędna" - piszą jej w komentarzach fanki, które dzięki wpisom Magdy wyzbywają się kompleksów i chwil zwątpienia. Jej opowieści docenia sama Krystyna Janda, która niedawno opublikowała jedną z nich na swoim profilu na FB.
W ub. roku o Magdzie było głośno za sprawą parodii środka przeciwbólowego - jej filmik obejrzało już ponad 6 mln ludzi. Magda weszła też we współpracę z portalem gazeta.pl, dla którego regularnie przygotowuje krótkie, zabawne filmiki.
Laureatka plebiscytu kulturalnego Gazety Wyborczej Ale Sztuka! 2016.
Projektantka mody, założycielka i właścicielka fundacji Black Butterflies. Jej zasługi w świecie mody są spore, Minge prezentuje swoje kolekcje obok osobistości takich jak Christian Dior czy Giorgio Armani. Jest stałym gościem Fashion Week w Paryżu i Nowym Jorku, bywa na Festiwalu Filmowym w Cannes. O jej ubraniach rozpisują się najważniejsze modowe media (m.in. włoski "Vogue"). Wielokrotnie okrzykiwano ją "najważniejszą polską projektantką".
O uznanie w zagranicznych mediach Minge martwić się nie musi, w przeciwieństwie do tych w Polsce. Tutejsze tabloidy i portale plotkarskie często nie pozostawiają na niej suchej nitki.
Minge mieszka w Zielonej Górze, co chętnie podkreśla w wywiadach. To tutaj otworzyła swój Dom Życie. W kamienicy na deptaku chorzy i ich rodziny mogą uzyskać pomoc od prawników, psychologów, koordynatorów onkologicznych, dietetyków, a także wziąć udział w rozmaitych warsztatach artystycznych.
Profil Ewy Minge na Facebooku śledzi prawie 42 tys. fanów.
Wpływowa? Z pewnością tak. Bo jeśli zostaje się doradcą prezydenta miasta ds. personalnych, to ma się jednak wpływ i na prezydent i na sprawy personalne. Krótko mówiąc: jak starasz się o pracę w urzędzie lub w miejskich instytucjach, to warto zapamiętać to nazwisko, bo m.in. ona zasiada w komisji konkursowej. Władze miasta sięgnęły po jej doświadczenie m.in. przy ostatnich konkursach na szefów MCK i filharmonii.
Można zakładać jednak, że jest to wpływ pozytywny, bo Violetta Panasiuk-Strzyżewska jest specjalistką w branży HR, na dodatek kobietą sukcesu. Założyła jedną z pierwszych krajowych firm doradztwa personalnego, która z powodzeniem rywalizuje z międzynarodowymi firmami w tej branży, na rynku regionalnym, ale też w kraju i zagranicą. Rekrutacja pracowników, leasing personalny, szkolenia, tym zajmuje się Audit na co dzień. A zajmuje się w swoich oddziałach w Gorzowie, Zielonej Górze i Poznaniu.
Jedyna kobieta marszałek województwa w Polsce. I choćby z tej racji znalazłaby się w gronie najbardziej wpływowych i znanych kobiet polityków w Polsce. Za rok minie 10 lat odkąd Elżbieta Polak jest marszałkiem lubuskim. Od pewnego czasu używa też drugiego imienia Anna - by odróżnić się od Elżbiety Polak z PSL i Ochotniczych Straży Pożarnych.
Dla Platformy Obywatelskiej jest największą nadzieją, która pozwoli odbudować się po nawałnicy PiS i ponownie wygrać wybory pod hasłem: Platforma dobrze i skutecznie rządzi w Lubuskiem. Bo że rządzi skutecznie od ponad dekady, głównie za sprawą siły przebicia Polak, przyznaje nawet opozycja, która najchętniej PO umieściłaby już na katafalku. Kilka razy próbowała zmontować koalicję do odwołania marszałka, ale kończyło się niezdarnie i bezskutecznie.
- Mamy jasny cel, kasę i plan. Nazywa się Lubuskie to zielona kraina nowoczesnych technologii - powtarza marszałek Polak. A kasa z Unii do 2020 r. jest ogromna - 900 mln euro. Czwarta część tortu ma pójść tylko na nowoczesną gospodarkę z parkami naukowo-technologicznymi i ośrodkami badawczymi.
Żaden marszałek z Zielonej Góry w Gorzowie nie jest lubiany - taka przypadłość regionalna - to mamy wrażenie, że Polak nad Wartą i tak ma sporo poważania. Wrogie wystąpienia, jak wiceprezydenta Artura Radzińskiego, należą do rzadkości.
Polak może przejść do historii za sprawą szpitali. W Gorzowie uratowała lecznicę od upadku. Przeforsowała budowę ośrodka radioterapii i rozbudowę oddziału hematologii. W Zielonej Górze realnych kształtów nabiera budowa szpitala dziecięcego.
Elżbieta Polak ma 55 lat, pochodzi z Małomic. Ukończyła prawo i administrację na Uniwersytecie Wrocławskim. Wcześniej była burmistrzem Małomic i szefem regionalnej Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Działała w Unii Wolności, obecnie w PO. Organizuje lubuskie Kongresy Kobiet, ale woli by zwracano się do niej marszałek, a nie marszałkini. Ma dwóch dorosłych synów.
Gdy opozycja pomstuje na rząd i PiS, najmniej dostaje się Elżbiecie Rafalskiej, posłance z Gorzowa i minister pracy i rodziny w rządzie Beaty Szydło. Rafalska stała się w rok jednym z najważniejszych i medialnych ministrów i polityków za sprawą programu 500 plus. Uważa się ją za pozytywną stronę przewrotu tzw. dobrej zmiany.
Lokalnie przyćmiła liderów swojej partii i opozycji. Niektórzy żartują, że przykryła ich czapkami. Dla lubuskiego PiS stała się głównym atutem wyborczym.
Rafalska mieszka w Gorzowie. Urodziła się 1955 r. we Wschowie. Chodziła do tej samej szkoły co Bronisław Geremek, który dziś jest honorowym obywatelem miasta. Rafalska, wysoka dziewczyna (ma ponad 180 cm wzrostu), była utalentowaną koszykarką. Ukończyła AWF w Gorzowie, zrobiła specjalizację trenerską. Grała w miejscowych klubach, otarła się o drugą ligę koszykówki. W te ślady poszło jej dwóch synów. Obaj wybrali ligowe parkiety piłki ręcznej.
Rafalska ukończyła potem na Uniwersytecie Szczecińskim studia podyplomowe z pedagogiki rewalidacyjnej i zarządzania pomocą społeczną i pracą socjalną. Wykładała na gorzowskiej PWSZ. Była dyrektorem spraw społecznych w Urzędzie Wojewódzkim w Gorzowie, radną, senatorem z rewelacyjnym wynikiem 88 tys. głosów.
W konkurencji najbardziej wpływowego lubuskiego polityka wygrywa bez trudu. Na jej otoczenie spadł deszcz posad i nominacji, w tym na wojewodę lubuskiego. Ludzie Rafalskiej zostali m.in. dyrektorami krajowego OHP, Agencji Nieruchomości Rolnych, kuratorium oświaty i elektrociepłowni w Gorzowie.
Działacze PiS z południa milcząco przyglądali się rosnącej w siłę Rafalskiej, zaprotestowali dopiero gdy minister finansów zamierzał przenieść Izbę Administracji Skarbowej z Zielonej Góry do Gorzowa. - To nieuzasadniona decyzja i skłócanie środowisk. Politycy z północy czują popularność, wydaje im się, że mogą wszystko - denerwował się Jerzy Materna, poseł i wiceminister żeglugi. Izby nie przeniesiono jak na razie. I była to jedyna porażka Rafalskiej w ostatnim roku.
Nie trzeba jej zbytnio przedstawiać. Można w zasadzie jednym słowem - aktorka. Nie, to jednak mało powiedziane. Doprecyzujmy: gwiazda polskiego kina.
Różczka ma na koncie kilkadziesiąt ról teatralnych, serialowych i filmowych. Najpopularniejsze? M.in. w "Oficerze", "Lejdis", "Rozmowach nocą", "Czasie honoru" czy w "Lekarzach".
Pochodzi z Nowej Soli. W szkole średniej na deskach teatru debiutowała w nowosolskim Terminusie a Quo (teatr był w tym roku w finałowej szóstce naszej nagrody Ale Sztuka! - red.). Zanim Magdalena Różczka została zawodową aktorką, przez moment studiowała... informatykę, a później socjologię na Uniwersytecie Zielonogórskim. Była też... protokolantką w zielonogórskim sądzie. W 2004 skończyła Wydział Aktorski Akademii Teatralnej w Warszawie.
Jest ambasadorem dobrej woli UNICEF. W 2010 dostała nominację do nagrody Viva! Najpiękniejsi w kategorii najpiękniejsza Polka, w lutym 2013 do Wiktorów w kategorii aktor telewizyjny.
Kiedy w 2011 r. odbierała nowosolską nagrodę Odrzana, mówiła: - To dla mnie bardzo ważna nagroda właśnie dlatego, że związana jest z Nową Solą. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, że w wywiadach mówię o Nowej Soli. To dla mnie oczywiste. Korzenie mają na nas ogromny wpływ. Wpływ na to, jakimi jesteśmy ludźmi.
W 14-osobowym zarządzie Organizacji Pracodawców Ziemi Lubuskiej są tylko trzy kobiety. Jedną z nich jest Bogumiła Ulanowska, właścicielka firmy Omni Modo w Nowej Soli. Firma specjalizuje się m.in. w projektowaniu i szyciu odzieży ochronnej, roboczej i toreb reklamowych.
Ulanowska jest skarbnikiem OPZL. Prócz tego przewodniczy kapitule konkursu Ambasador, to nowosolskie Oscary dla przedsiębiorców.
Zawsze ubrana elegancko, z klasą. Businesswoman przez wielkie "B".
W przeszłości nagrodzona m.in. główną nagrodą Nasze Dobro za innowacyjną torbę z panelem solarnym. W 2005 r. zdobyła tytuł Kobiety Przedsiębiorczej przyznawany przez firmę Avon. Na koncie ma też Złotą Odznakę za Zasługi dla Województwa Lubuskiego, choć Ulanowska z pochodzenia jest... góralką, urodziła się w Zakopanem. Do Nowej Soli przeprowadziła się po ślubie.
- Gdy prowadzi się firmę, to tak jakby się ciągle zakochiwało i rozwodziło. Było wiele kryzysów. Kto był pomocny? Załoga - mówiła przed laty w "Wysokich Obcasach".
Hasło tegorocznej, 12. już edycji konferencji kobiet, która odbyła się w Gorzowie brzmiało: "Kobieto, puchu marny. Prawda czy fałsz?". Kto zetknął się choć raz z Grażyną Wojciechowską, główną organizatorką imprezy, ten, wie, że o "puchu" mowy być nie może. To raczej taran, który prze do przodu, a jak się uweźmie, to nie popuści. Ostatni przykład? Proszę bardzo: konflikt w Filharmonii. Radna Wojciechowska stanęła po jednej stronie, "zbuntowanych" muzyków i dopięła swego. Efekt: dyrektor Pera złożyła rezygnację, a w negocjacjach związków zawodowych z dyrekcją to Wojciechowska była, bynajmniej nie szarą, eminencją. Nie mogąc zgodzić się na chaos w kwestii, kto to tu dyryguje, prof. Monika Wolińska zrezygnowała z dokończenia kontraktu w Gorzowie.
Wszystkie komentarze