Najważniejszy na placu budynek poczty wybudowano w latach 80. XIX wieku. Dziś wygląda podobnie jak przed stu laty, jest tylko o jedną trzecią większy. Tam, gdzie teraz jest główne wejście, jeszcze na zdjęciach z okresu I wojny światowej widać niewielki domek należący do rodziny Dehmela. - Znajdujemy go w spisach sporządzonych pod koniec XVIII wieku - mówi Wiesław Myszkiewicz. - W 1924 roku już go nie ma.
W domu Dehmela mieściła się mała winiarnia, można było się tu napić piwa. Na starych zdjęciach widzimy siedzących przed domem mężczyzn, z butelkami w dłoniach. Kiedy zburzono dom, poczta została rozbudowana i nabrała dzisiejszego wyglądu. Tylko z jej dachu zniknęła charakterystyczna wieżyczka. Co to mogło być?
- Proszę popatrzeć na zielonogórskie dachy, na wielu są różnej wielkości ozdobne wieżyczki - takie usłyszałem wytłumaczenie. Tylko w jaki sposób coś tak brzydkiego może być ozdobą?
Trzeba było użyć szkła powiększającego, by dokładnie obejrzeć podejrzany obiekt. To, co z daleka wyglądało jak białe niewyraźne plamki, w dużym powiększeniu okazało się izolatorami, a wieżyczka słupem telekomunikacyjnym. W budynku poczty znajdowała się bowiem centrala telefoniczna, z której ponad dachami domów poprowadzono linie telefoniczne po całym mieście. Odkrycie to okazało się ciosem dla gazetowych miłośników gołębi, którzy uparcie twierdzili, że dziwne konstrukcje rozsiane po dachach śródmieścia to rusztowania dla gołębi. A to tylko były dachowe słupy telefoniczne.
Wszystkie komentarze