Mój Paradyż
To miejsce szczególe z kilku względów. Przede wszystkim to muzyka, która od 10 już lat przyciąga tu znakomitych artystów z całego świata i melomanów z różnych zakątków Polski. Niedługo, bo 17 sierpnia, rusza jubileuszowa edycja festiwalu Muzyka w Raju (www.muzykawraju.pl). Warto wybrać się chociaż na jeden koncert, a przy okazji poczuć niesamowity klimat miejsca.

Każdy odkryje pewnie pocysterski kompleks po swojemu, zwróci uwagę na inny detal w przebogatym wystroju kościoła, poczuje inny zapach w pięknych ogrodach i usłyszy inne dźwięki w skromnym wirydarzu, którym przechadzali się wieli temu cystersi.
Bo muzyka na festiwalu jest oczywiście piękna, cudowna, oszałamiająca. Ale Paradyż to nie tylko koncerty. To także ogród nad rzeczką, którą można popływać kajakiem. Idzie się nad nią ścieżką wśród jabłoni i grusz, a z boku rosną pory i ziemniaki.
Paradyż to też krypta pod główną nawą kościoła. Wchodzi się do niej stromymi schodami ze świecą w dłoni, bo nie ma tam światła. Drewniane trumny wyglądają, jakby wczoraj odebrano je od stolarza, tylko daty na wiekach sugerują czas ich pochodzenia: 1754, 1774, 1790. Opaci w starych habitach śpią sobie spokojnie, czekając na zmartwychwstanie. Rysy twarzy prawie nie zmienione przez lata, nawet rzęsy i wąsy są na swoim miejscu. Czasem, gdy im się nudzi, ich duchy przechadzają się po seminarium. Podobno szczególnie upodobali sobie pokój rektora, gdzie kiedyś urzędował opat zakonu cystersów.
Te przyjazne duchy zapraszają do Paradyża.
Wszystkie komentarze