O Fularzu, który jeździł koleją
Ekolog, specjalista od komunikacji, działacz partii Zielonych, doktorant PAN. Autor wielu pomysłów, jak komunikacyjnie ulepszyć Zieloną Górę. Już kila lat temu walczył o tańsze bilety MZK i poprawę jakości jego usług. Nie chciał, by na placu Słowiańskim powstał parking. - Nie można tak brutalnie ingerować w tę przestrzeń. Należy jej się szacunek - oponował. Bronił wycinki drzew przy ul. Wyspiańskiego, nie godził się na usunięcie kilku hektarów lasu wokół Zielonej Góry.
Zabłysnął rewolucyjnym pomysłem na miejską komunikację. Proponował, by stworzyć szybką kolej miejską w miejscu dawnych torów, którymi jeździły pociągi towarowe. Zwoływał konferencje na skrzyżowaniu Moniuszki, 1 Maja i Wiśniowej, by zaprezentować planowaną trasę.
Chciał też, jako zapalony snowboardzista, budować sztuczny stok na Górce Tatrzańskiej. - W Poznaniu czy w Warszawie da się jeździć. Tam jest sztuczna nawierzchnia i nawet jak śnieg się wytrze, to dalej można szusować. U nas władze wspierają jedynie tzw. sporty siedzące, w ogóle nie myśląc o aktywnych. Szkoda, że na jedynym stoku połowa dnia schodzi na wdrapywaniu się na górę, bo orczyk nie działa. Zresztą jak jest uruchomiony, to ten 40-letni sprzęt działa tak wolno, że szybciej wejdzie się o własnych siłach - przekonywał.
Nie wahał się protestować w Słubicach, gdzie walczył o przywrócenie komunikacji na moście łączącym polskie miasto z Frankfurtem. - Pasażerowie jadący z Berlina pieszo pokonują 4 km z dworca kolejowego we Frankfurcie do dworca w Słubicach. Nie jeździ autobus, a powinien być - mówił.
Archiwum prywatne
Adam Fularz wyjechał do Warszawy. Ogólnopolskie stacje proszą go niekiedy o komentarze w sprawach komunikacyjnych. Na antenie TVN CNBC wypowiadał się o sensie budowy napowietrznej kolei Zakopane-Kraków.
W Zielonej Górze bywa od czasu do czasu. Można go spotkać na wernisażach czy imprezach winobraniowych.
Wszystkie komentarze