Fragmenty reportażu, który ukazał się w gazecie "Winobranie 2000", specjalnym dodatku do "Gazety Wyborczej" z dnia 2 września 2000 r.
Kiedy po deptaku niósł się zapach palonych migdałów w soli, specjalności piwnicznej, wiadomo było, że w knajpie zabawa. Otwierano ją już o godz. 10 rano, ale tzw. działalność rozrywkowa zaczynała się prawie dziesięć godzin później. O godz. 19.30 zaczynała grać cygańska kapela z Bachusa (nazywana tak z braku nazwy). W różnokolorowych strojach, szytych na wzór węgierski, muzycy cięli skoczne czardasze i melodie romskie ze swoimi tekstami niemal do północy.
Czasy się zmieniały. Cygańska i węgierska muzyka już nie wystarczała bywalcom Bachusa. Pojawiły się polskie przeboje. Ludzie chcieli dansingów. Podczas jednego wpadł do piwnicy Zbigniew Kalenik, czyli Zbyszko z Bogdańca. - Coś mi te ceglane sklepienia przypominają. U was jak w krzyżackiej karczmie - powiedział.
Według szambelana Zdzisława Piotrowskiego, w latach 70. i 80. przewodnika wycieczek, Bachus podupadł, gdy wycofano z niego zielonogórskie wina. - Były wtedy jakieś przydziały i limity. Lepsze krajowe, w tym zielonogórskie wino, można było kupić co najwyżej w geesie w Sulechowie. Turysta pytał mnie w "Bachusie": "A czemu nie ma waszego trunku?", no i nie rozumiał, że zakłady gastronomiczne mają taki rozdzielnik, a nie inny - wspomina Piotrowski.
Wycieczka lądowała zwykle na wzgórzu przy Palmiarni. Tu wysłuchiwała pierwszej opowieści o winnych zielonogórskich latoroślach. Potem szła pod pomnik Bohaterów (opowieść o wyzwoleniu), stamtąd do muzeum (dużo o winie i trochę eksponatów) i całe śródmieście. Koniec według zegarka był w Bachusie. Po godzinnej degustacji win węgierskich i bułgarskich kierownik wycieczki ogłaszał "czas wolny". Rynek pełnił rolę centrum handlowego.
- Na każdym stole stały beczułki na nosidłach wahadłowych. Od spodu wkładało się butelkę. Potem przechylało i lało do szklaneczek. Wrażenie było ciekawe, niby wino z beczki - śmieje się szambelan.
Bachus był krótkotrwałą "metą" młodych literatów. Stał się raczej modnym epizodem z życia lat 80. Cokolwiek by się tam ważnego wydarzyło, wygraną i tak pozostawała kwiaciarka z kabaretowej piosenki Jana Kaczmarka, "co na tym wszystkim trzyma łapę".
archiwum Ex-Zielona Góra
Wszystkie komentarze