Fot. Daniel Adamski / Agencja Wyborcza.pl
Sierżant Marcin Wiącek
Sierżant Marcin Wiącek miał 36 lat, zostawił żonę i dwójkę małych dzieci. W policji pracował ponad 12 lat. Zginął podczas pościgu za złodziejem samochodu. W marcowy południe w 2013r. patrol sulęcińskiej drogówki ruszył w pościg za kierowcą audi A6. Auto na niemieckiej rejestracji wzbudziło podejrzenia policjantów. Kierowca - jak się potem okazało, 26-latek z Warmińsko-Mazurskiego, karany wcześniej za kradzieże - nie zatrzymał się do kontroli. Wpadł dopiero po kilku kilometrach na krajowej 92 w okolicy miejscowości Stok, za Świeckiem. Drogę zastawił mu kierowca ciężarowego dafa, który prawdopodobnie usłyszał o policyjnym pościgu w CB-radio. Policjanci podbiegli do uciekiniera. Niestety, gdy próbowali założyć mu kajdanki, broń jednego z policjantów wypaliła, raniąc śmiertelnie w głowę policjanta sulęcińskiej drogówki. - Marcin do końca wypełniał słowa policyjnego ślubowania. Był człowiekiem konsekwentnym i wytrwałym, nigdy się nie poddawał, nie zakładał niepowodzenia i nie mówił, że nie podoła. Zawsze aktywny, życzliwy, nie prosił, a pomagał. Nie narzekał, a udzielał pomocy - wspominał nadkom. Paweł Rynkiewicz, komendant powiatowy policji z Sulęcina.
Fot. Daniel Adamski / Agencja Gazeta
Asp. Przemysław Stankiewicz, z wydziału kryminalnego, żegnał go słowami: - Zginął nasz kolega w bezsensownej śmierci, nie zdążył się pożegnać. A mieliśmy tyle rzeczy do zrobienia, słów do powiedzenia, marzeń do spełnienia. Będzie nam brakowało twojego uśmiechu i optymizmu - mówił policjant. - Dla jednych zwykły człowiek, dla nas, policjantów bohater.