Ilość zespołów i artystów występujących na Przystanku może przyprawić o zawrót głowy. Najchętniej zobaczylibyśmy wszystkich, ale często graniczy to z cudem. No bo jak zdążyć na 79 koncertów, które odbędą się na czterech scenach? My wybraliśmy 10, których absolutnie nie można przegapić.
REKLAMA
mat. prasowe
1 z 10
Living Colour
- Oryginalna mieszanka rocka, metalu, soulu, funku i jazzu czyni z nich jeden z najciekawszych zespołów na współczesnej scenie. Jednym z pierwszych fanów Living Colour był sam Mick Jagger, który zgodził się zostać współproducentem debiutanckiego albumu "Vivid" - zachwala Maciej Kancerek z portalu cgm.pl, prywatnie wierny fan zespołu.
Za jego zachwytami idą też liczby. Wydany w 1988 r. krążek w samych Stanach znalazł ponad dwa miliony nabywców zdobywając status podwójnie platynowej płyty, a pochodzący z niego hit "Cult of Personality" zgarnął statuetkę Grammy (w sumie mają ich dwie sztuki). Drugi krążek przyniósł kolejne nagrody i ugruntował pozycję grupy. Telewizja VH1 wymienia ich wśród 100 najlepszych zespołów hard rockowych.
- Niestety, na skutek wewnętrznych konfliktów w 1995 r. muzycy zawiesili działalność, by wrócić na scenę na przełomie wieków. Ostatnią jak dotąd płytą Living Colour jest wydana w 2009 r. "The Chair in the Doorway". Jesienią tego roku ma się ukazać nowy krążek "Shade" - mówi Kancerek.
Nie wykluczone zatem, że woodstockowa publiczność usłyszy sporo premierowego materiału. Dlatego polecamy znaleźć się w okolicy Dużej Sceny w sobotę o godz. 1.10.
MAŁGORZATA KUJAWKA
2 z 10
Luxtorpeda
Idealny wybór na rozpoczęcie 22. Przystanku Woodstock. Malkontentów niech przekona historia z 2011 r. kiedy Luxtorpeda debiutowała na festiwalu. Już podczas próby, kiedy wstęp pod scenę jest zagrodzony, "Autystycznego" śpiewały setki ludzi. Litza, lider zespołu, oniemiał z wrażenia. Ale po kolei.
Luxtorpeda wystartowała w 2010 r. z inicjatywy Roberta Friedricha gitarzysty i wokalisty znanego z takich formacji jak Acid Drinkers, Turbo, Flapjack, Arka Noego, 2Tm2,3 i KNŻ. Do współpracy muzyk zaprosił gitarzystę Roberta Drężka, basistę Krzysztofa Kmiecika, związanych wcześniej z Armią oraz z formacją 2Tm2,3 oraz perkusistę Tomasza Krzyżaniaka (Turbo, Armia). Rok później, w trakcie nagrywania albumu skład uzupełnił wokalista Przemysław Frencel, raper z hip-hopowego duetu 52 Dębiec.
Wspomniany "Autystyczny", który promował debiutancki album z miejsca stał się hitem i wylądował na pierwszych miejscach list przebojów w radiowej Trójce, Antyradiu i Esce Rock. Posypały się też nagrody, w tym dla najlepszego zespołu od "Teraz Rocka".
Kolejne płyty umacniały tylko pozycję Luxtorpedy w rockowym panteonie gwiazd. W międzyczasie udało im się wystąpić u boku m.in. Slayera, Mettaliki, Motorhead oraz Sabbatonu.
1 kwietnia 2016 r. ukazał się ich czwarty album zatytułowany "MYWASWYNAS".
Czwartek, Duża Scena, godz. 15.20.
3 z 10
Hey
Na ich koncert woodstockowicze czekali od dawna. Co prawda Hey pojawia się na Przystanku dość regularnie, ale za każdym razem porywa publiczność, która Nosowską i spółkę po prostu uwielbia.
Dla tych, którzy byli zahibernowani przez ostatnich kilkanaście lat, mała ściąga - Hey to jeden z najważniejszych polskich zespołów rockowych od lat wpływający na historię polskiej muzyki. Od początku swojej działalności (czyli od 1992 r.) byli ulubieńcami publiczności. Ich debiutancka płyta "Fire" wydana w 1993 r. zaliczana jest dziś do kanonu polskich albumów rockowych. Krążek kupiło ponad 200 tys. osób. Nic dziwnego, skoro znalazły się tam takie szlagiery jak "Zazdrość", "Teksański", czy "Moja i twoja nadzieja".
Przez ponad 20 lat działalności sprawnie poruszali się pomiędzy grungem, rockiem alternatywnym aż po elektronikę. Mają na swoim koncie romans z serią MTV Unplugged oraz płytę symfoniczną. W sumie wydali 12 albumów. Każdy z miejsca stawał się hitem.
Ich ostatni studyjny krążek "Błysk" pojawił się 22 kwietnia 2016 r. Promował go singiel "Prędko, prędzej".
Czwartek, Duża Scena, godz. 22.30.
Fot: mixdownmag.com
4 z 10
The Hives
Zebrali się w 1993 r. w szwedzkim miasteczku Fagersta. Przez cztery lata harowali jak woły, a potem podbili świat. Ich debiut "Barely Legal" był zaledwie zapowiedzią tego co miało nadejść.
Przełomowy był rok 2000. Wtedy na listach przebojów triumfował Jack White ze swoim White Stripes, a moda na garage rocka dopiero się rozkręcała. Chłopaki wstrzelili się z krążkiem idealnie, a single "Hate To Say I Told You So", "Main Offender", czy "Die, Alright!" zostały hitami.
Efekt był taki, że The Hives koncertowali nieprzerwanie przez następne trzy lata. W tym czasie magazyn ?Spin? umieścił ich na ósmym miejscu na liście najlepiej wypadających rockowych zespołów na żywo.
Trzeci krążek ("Tyrannosaurus Hives") aż tak rozchwytywany nie był, ale nie zachwiał pozycją zespołu. Mało tego, album pokrył się złotem w Anglii, Szwecji i Stanach Zjednoczonych. A to oznaczało tylko jedno - kolejną niekończącą się trasę.
W 2007 r. światło dzienne ujrzała płyta "The Black and White Album", na której zespól pozwolił sobie na kilka eksperymentów. Do współpracy zaprosili m.in. Pharrella Williamsa, Jacknife?a Lee i Dennisa Herringa. Już pierwszy i charakterystyczny singiel ?Tick Tick Boom!? znów wprowadził ich na szczyty list przebojów.
400 koncertów zrobiło jednak swoje i The Hives postanowiło odpocząć. Wrócili dopiero w 2012 r. z płytą "Lex Hives". Tym razem krążek postanowili wyprodukować sami.
Ostatnią studyjną aktywnością zespołu był utwór "Blood Red Moon", który pojawił się w sieci na początku ub. r. Piosenka miała zapowiadać szósty album w dorobku The Hives.
Siłą i cechą charakterystyczną Szwedów są niezwykle żywiołowe koncerty, podczas których występują w nienagannie skrojonych garniturach. Mogła się o tym przekonać openerowa publiczność w 2010 r. Teraz kolej na woodstockowiczów.
Czwartek, Duża Scena, godz. 00.00.
archiwum zespołu
5 z 10
Dragonforce
Niesamowita technika, nieziemsko szybkie solówki, riffy i perkusja - to ich znaki rozpoznawcze. Swój najpopularniejszy album sprzedali w półmilionowym nakładzie. Największy przebój obejrzało ponad 74 mln użytkowników portalu YouTube.
DragonForce powstał w 1999 r. w Londynie jako DragonHeart. Dopiero po dwóch latach zmienił nazwę na DragonForce. Stworzyli go dwaj gitarzyści - Herman Li i Sam Totman. Obecnie w międzynarodowym składzie grają również basista Frédéric Leclercq, perkusista Gee Anzalone, klawiszowiec Vadim Pruzhanov i wokalista Marc Hudson.
Na początku swojej kariery grali nowoczesny power metal. Z czasem ich styl ewoluował i w muzyce pojawiły się elementy heavy metalu, speed metalu, thrash metalu, death metalu i hard rocka.
Ich debiutancki album "Valley of the Damned" odniósł ogromny sukces w Azji i Europie. Wkrótce po jego wydaniu DragonForce ruszyli w trasę po Azji Południowo-Wschodniej, grając zarówno samodzielne koncerty jak i suportując m.in. Helloween, Iron Maiden czy W.A.S.P.
Ich największy i najpopularniejszym dokonaniem jest album "Inhuman Rampage". Na trzecim krążku znalazł się utwór "Through the Fire and Flames" dobrze znany miłośnikom gier spod znaku Guitar Hero i Rock Band. Klip do piosenki obejrzało ponad 74 mln użytkowników portalu YouTube.
Kolejny album "Ultra Beatdown" przyniósł DragonForce jedyną, jak dotąd, nominację do nagrody Grammy za singiel "Heroes of Our Time".
Pomimo kilku przetasowań w składzie zespół nie zwolnił tempa i wciąż nagrywa. Ich kolejne krążki są świetnie przyjmowane przede wszystkim w Wielkiej Brytanii i Japonii. Cały czas znakiem rozpoznawczym jest naddźwiękowe granie Li i Totmana.
- Im szybciej gramy, tym bardziej chwytliwe i rozpoznawalne brzmienie potrafimy stworzyć - mówi w wywiadach gitarzysta.
Sobota, Duża Scena, godz. 19.10
archiwum zespołu
6 z 10
Inner Circle
A la la la la long long li long long long - pamiętacie ten refren? W latach 90. nuciła go cała Ameryka i połowa Europy. Utwór "Sweat", bo o nim mowa, był też obowiązkowym punktem każdej wakacyjnej kolonii w Polsce. Autorem letniego szlagieru jest zespół Inner Circle, który przyjedzie na 22. Przystanek Woodstock.
Reggae to gatunek, który w Kostrzynie nad Odrą sprawdza się wyśmienicie. Damian Marley, Gentelman, Ky-Mani Marley, Easy Star All-Stars - na tych koncertach zawsze bawiły się tłumy. Nic zatem dziwnego, że Jurek Owsiak idzie za ciosem i zaprasza kolejną gwiazdę gatunku. Tym razem stawia na Inner Circle.
Zespół pochodzi z Jamajki i istnieje z przerwami od 1968 r. Ich pierwszy krążek - "Dread Reggae Hits" ukazał się pięć lat później. Wtedy wokalistą był Jacob Miller. Jego obiecująca kariera i pierwsze sukcesy zatrzymał tragiczny wypadek samochodowy w 1980 r. Młody lider zespołu zginął na miejscu w wieku 27 lat. Inner Circle zawiesiło działalność.
Lata 80. to dla członków Inner Circle poszukiwania godnego następcy dla Jacoba Millera. Do roli przymierzał się Norman Grant, który w zespole przetrwał zaledwie rok.
Nieco dłużej miejsce zagrzał Calton Coffie. Dołączył do składu w 1986 r. Wspólnie z Inner Circle nagrał sześć albumów. To właśnie za jego kadencji zespół napisał swoje największe przeboje: "Bad Boys", "Sweat (A La La La La Long)" czy "Games People Play".
W 1994 r. Coffie postanowił zająć się działalnością solową i opuścił szeregi Inner Circle. Jego następcą został Kriss Bentley (w zespole do 2008 r.), a później Jr. Jazz (odszedł w 2011 r.). Obecnie obowiązki wokalisty pełni Trevor "Skatta" Bonnick.
Filarami zespołu od początku istnienia zespołu są bracia Lewis: Ian (gitara basowa) oraz Roger (gitara elektryczna).
- Muzyka jest najwyższym językiem, ona wychodzi poza politykę, geografię i kolor skóry, poza wszystko to, co dzieli ludzi. Nazwa Inner Circle oznacza rodzinę, a tym właśnie jesteśmy, rodziną - tłumaczą w wywiadach muzycy.
Panowie są obecnie po sześćdziesiątce, ale nie przeszkadza im to w ciągłym koncertowaniu i nagrywaniu kolejnych albumów. Przez niemal pół dekady stworzyli 29 krążków. W międzyczasie założyli też studio nagraniowe Circle House, w którym m.in. Pharell Williams nagrał swój wielki przebój "Happy".
Czwartek, Duża Scena, godz. 19.30.
fot. archiwum zespołu
7 z 10
Bring Me The Horizon
Brytyjska kapela należy obecnie do absolutnego metalcore'owego topu. Tłumy pod sceną gwarantowane.
- Z przyjemnością ogłaszamy kolejną gwiazdę nadchodzącego 22. Przystanku Woodstock - zespół Bring Me The Horizon z Wielkiej Brytanii! - czytaliśmy w oficjalnym oświadczeniu organizatorów wydarzenia. Z czego wynika ekscytacja w obozie Jurka Owsiaka?
Chociażby z tego, że Bring Me The Horizon potrafił wyprzedać do ostatniego biletu koncert na legendarnym Wembley Arena. Ich ubiegłoroczny krążek "That's the spirit" zadebiutował na drugim miejscu listy Billboard 200. Tylko w Wielkiej Brytanii album rozszedł się w ponad 100-tys. nakładzie, pokrywając się tym samym złotem. Za zespołem przemawiają też liczby wyświetleń ich teledysków na YouTubie. Niektóre przekraczają 30 mln.
Zespół powstał w 2004 r. w brytyjskim Sheffield. Nazwa zespołu pochodzi z filmu "Piraci z Karaibów". Kapitan Jack Sparrow wykrzyczał w nim zdanie "Now... Bring me that horizon!". Słowo "that" zostało zastąpione "the" i od tego czasu oficjalna nazwa zespołu to "Bring Me The Horizon".
Od początku istnienia kapelę tworzą: Matt Kean (git. basowa) Lee Malia (gitara i wokal wspierający), Matt Nicholls (perkusja) i Oliver Sykes (wokal). W 2013 r. dołączył do nich Jordan Fish, który przejął klawisze i udziela się w chórkach.
Na swoim koncie mają pięć płyt i cały stos nagród. Największą popularnością cieszą się w Wielkiej Brytanii, Australii i Stanach Zjednoczonych.
Bring Me The Horizon cały czas koncertują, podbijając serca fanów na największych festiwalach na świecie: począwszy od brytyjskich Download, Reading i Leeds, poprzez amerykański Vans Warped Tour i australijski Sondwave, aż po rosyjską Kubanę. W Polsce pojawiali się kilkukrotnie, za każdym razem szczelnie wypełniając kluby.
Krytycy nazywają zespół "najbardziej elektryzującą, nieuznającą granic muzycznych grupę rockową na Ziemi". Czy podobnie będą wypowiadać się o nich woodstockowicze? Wszystko okaże się w sobotę na Dużej Scenie o godz. 20.40
mat. prasowe
8 z 10
Apocalyptica
Skład bandu tworzą trzej wiolonczeliści - absolwenci Sibelius-Akatemia: Eicca Toppinen, Paavo Lötjönen i Perttu Kivilaakso oraz perkusista Mikko Sirén. Wspiera ich Franky Perez, muzyk sesyjny i koncertowy. Muzyka, jaką proponują Finowie, to dość niespodziewane połączenie klasyki i metalu. Na ich płytach studyjnych roi się od znamienitych gości: Corey Taylor ze Slipknota, Max Cavalera z Soulfly, czy Dave Lombardo ze Slayera.
Ich ostatni krążek zatytułowany "Shadowmaker" ukazał się 17 kwietnia 2015 r. i zebrał sporo pochlebnych recenzji. W Polsce Apocalyptica cieszy się dużą popularnością. Ich płyty często pokrywają się złotem, a koncerty przyciągają tłumy. Nie inaczej będzie zapewne na Przystanku Woodstock.
Piątek, Duża Scena, godz. 23.50
mat. prasowe
9 z 10
Vintage Trouble
W ciągu ostatnich kilku lat zespół Vintage Trouble zachwycał publiczność na całym świecie na wiele różnych sposobów: grali przed Rolling Stones w londyńskim Hyde Parku, koncertowali u boku The Who w całej Europie i Ameryce Północnej, czy wreszcie dawali niezliczone, wyprzedane do ostatniego biletu koncerty w różnych miejscach globu. Przyszedł czas na Polskę.
Swoją trzecią, jak dotąd, płytę wydali w kultowym Blue Note Records. Producentem nowego albumu zatytułowanego "1 Hopeful Rd." jest Don Was, szef wytwórni Blue Note, trzykrotny laureat nagrody Grammy, znany ze swojej współpracy z Rolling Stonesami, Bobem Dylanem, Alem Greenem i Iggy Popem.
O Vintage Trouble pisał portal Yahoo! - Brzmią jak James Brown śpiewający dla Led Zeppelin, który z wesołością i mocą łączy blues, soul i mocno riffowy rock & roll - czytamy w recenzji.
Vintage Trouble istnieje od 2010 r. Od początku swojej działalności byli kwartetem. Pochodzą z Los Angeles. Do tej pory wydali trzy krążki: "The Bomb Shelter Sessions", "The Swing House Acoustic Sessions" i "1 Hopeful Rd.". Ostatni pojawił się na rynku w ub. r. i został świetnie przyjęty przez krytyków i amerykańską publiczność.
Czwartek, Duża Scena, godz. 21.00
Fot. Albert Zawada / Agencja Wyborcza.pl
10 z 10
Łona, Webber & The Pimps
Rodzynek wśród naszych propozycji, jedyny reprezentant Małej Sceny. Łona i Webber to szczeciński duet, w skład którego wchodzą raper Adam "Łona" Zieliński i producent Andrzej "Webber" Mikosz.
W zeszłym roku minęło okrągłe 15 lat od ich płytowego debiutu, a niecały miesiąc temu ukazał się ich siódmy krążek zatytułowany "Nawiasem mówiąc".
- Poprawna polszczyzna idzie u niego w parze z poczuciem humoru, piekąca drwina z głębszą myślą, zdolność dostrzeżenia rzeczy najmniejszych, codziennych ze złapaniem wyraźniej, ostrej perspektywy całości obrazu. Tak jak Markowi Raczkowskiemu wystarcza kilka kresek by stworzyć małe arcydzieło, tak jemu potrzeba tylko kilka słów by zbudować opowieść gorzką, prześmieszną, wbijająca w zadumę. To Łona, raper nieprzeciętny - pisał Łukasz Kamiński w Gazecie Wyborczej.
Warto dodać, że do Kostrzyna nad Odrą Łona i Webber wspierani będą przez zespół instrumentalistów The Pimps. To z kolei oznacza całkiem nowe aranżacje. Brzmienie "żywych" instrumentów wciąż stanowi rzadko spotykane w polskim środowisku hiphopowym urozmaicenie. W skład grupy The Pimps wchodzą: Jose Manuel Alban Juarez (perkusja), Michał Kowalski (instrumenty klawiszowe), Daniel Popiałkiewicz (gitara) oraz Maciej Kałka (bas).
Efekt końcowy usłyszymy i zobaczymy na Małej Scenie w piątek, 15 lipca o godz. 00.20.
Wszystkie komentarze