Katastrofa nie zdarzyła się w województwie lubuskim, ale szerokim echem odbiła się w Zielonej Górze i w całym lotniczym świecie. We wrześniu 2007 r., podczas pokazów lotniczych Air Show w Radomiu, zginęło dwóch pilotów zielonogórskiej grupy Żelazny: 62-letni pułkownik Lech Marchelewski i 24-letni Piotr Banachowicz.
Jacek Waszczuk
Sześciu pilotów grupy akrobatycznej Żelazny uczestniczyło w pokazach lotniczych Air Show w Radomiu. O godz. 15.46 prowadząca układ jedynka miała przelecieć obok lewoskrzydłowej dwójki. Za sterami pierwszego samolotu siedział 62-letni podpułkownik rezerwy Lech Marchelewski, instruktor szybowcowy i samolotowy, który w powietrzu spędził ponad 4900 godzin. Był twórcą grupy Żelazny, a do czerwca także dyrektorem Aeroklubu Ziemi Lubuskiej w podzielonogórskim Przylepie. Drugim samolotem leciał 24-letni Piotr Banachowicz, reprezentant AZL na Mistrzostwach Polski w akrobacji samolotowej. Spędził 500 godzin w powietrzu.
Zdj. Grupa
Ćwiczyli ten układ wielokrotnie. Ale w sobotę, zamiast przelecieć obok siebie, maszyny Marchelewskiego i Banachowicza zderzyły się i spadły na ziemię. - Filmowałem pokaz z dołu. W tle leciała głośna muzyka, dlatego nikt nie usłyszał uderzenia. Dopiero po chwili spiker krzyknął: Matko Boska, Matko Boska, co się stało! Nie mogę tego przeżyć!
Widziałem spadający bezwładnie wrak. Potem muzyka zamilkła. Nikt nie wiedział, co się stało. Nie było paniki, raczej szok, niedowierzanie - opowiadał Artur Suchocki, członek Aeroklubu Gorzowskiego, który był w Radomiu.
Zdj. Grupa
Po zderzeniu jedna z maszyn w rozpadła się w powietrzu. Wraki spadły na obrzeża lotniska. Po kilkunastu minutach znaleziono ciała obu pilotów.
Wiadomość o tragedii w Radomiu błyskawicznie dotarła do Zielonej Góry. - Leszek planował, że występ w Radomiu będzie jego ostatnim lotem w karierze. I niestety, choć nikt tego się nie spodziewał, to był ostatni lot - mówił poseł Czesław Fiedorowicz, od 20 lat przyjaciel Lecha Marchelewskiego. - Spotkaliśmy się po raz ostatni 23 czerwca, na uroczystościach 50-lecia aeroklubu w Przylepie. Leszek żegnał się tego dnia ze stanowiskiem dyrektora, przechodził na emeryturę. Powiedział: Kończę te wygłupy. Czas się ustatkować, zacząć życie na ziemi. Chciał poświęcić się rodzinie. Zapraszał mnie do Radomia. Teraz żałuję, że nie pojechałem - mówił Fiedorowicz.
Jacek Waszczuk
Wszystkie komentarze