Koalicja Obywatelska (PO i Nowoczesna)
Okręg nr 3, miejsce nr 3
Startuję w wyborach pierwszy raz w życiu. Do tej pory patrzyłem na to wszystko z boku, czasem coś zrobiłem. Wiedliśmy z rodziną spokojne, normalne życie. Miałem czas na ukochane żeglarstwo - mówi Dariusz Legutowski, który mieszka na Jędrzychowie. Kandyduje z listy Koalicji Obywatelskiej (PO-Nowoczesna). - To u mnie wzięło się z niezadowolenia, że sprawy miasta wcale nie idą dobrze. Wcześniej trochę angażowałem się w protesty miejskie m.in. przeciw Obwodnicy Południowej, którą planowano pod naszymi oknami. W ratuszu nie chcieli nas słuchać, wypraszali z sali. W ogóle mieszkańcowi ciężko coś w mieście przeforsować. Nawet żeby dopuścić ciebie do głosu, kazali czekać aż do końca obrad rady. Brali na przetrzymanie. Wtedy powiedziałem sobie, że trzeba jednak brać sprawy w swoje ręce - opowiada.
Legutowski ma 49 lat, ma dwóch synów, którzy studiują na Uniwersytecie Zielonogórskim. Pochodzi z Gubina, w Zielonej Górze mieszka od 1984 r., odkąd zaczął uczyć się w Technikum Elektrycznym. - Chodziłem do jednej klasy z obecnym prezydentem miasta - wspomina.
- Jaki był?
- Inny niż teraz. Prawdę mówiąc, nie poznaje kolegi - odpowiada.
Potem Legutowski skończył metrologię i informatykę na zielonogórskiej WSI (dziś uniwersytet - red). Na uczelni studiowali wtedy m.in. późniejsi założyciele ADB. Na studiach organizował koncerty w klubach. Po nich pracował w firmie informatycznej, a później poszedł na swoje. Prowadzi od 22 lat z siostrą i żoną hurtownię budowlaną.
- Typowa, mała polska rodzinna firma. Sól naszego rodzimego biznesu - podkreśla.
W ostatnim, zielonogórskim Budżecie Obywatelskim niespodziewanie wygrała budowa drogi Jaśminowej i Kalinowej na Jędrzychowie. Zdobyła prawie 2,9 tys. głosów. - A to tylko 20-30 domków, malutka droga na końcu osiedla - opowiada Legutowski. - Zrobiliśmy taką spółdzielnię osiedlową, i się udało. Podzieliliśmy role, mieszkańcy brali listy do swoich firm i zbierali podpisy. Ostro się zmobilizowaliśmy. Poza tym zawieraliśmy sojusze sąsiedzkie. Rok temu pomogliśmy ludziom z ul. Budowlanej i Królewny Śnieżki, którzy też walczyli o drogę. W tym roku oni pomogli nam - opowiada. I zastrzega: - Wie pan, takie inwestycje powinno się robić z budżetu miasta a nie obywatelskiego. Ale skoro miasto nie chce, to trzeba się skrzyknąć. Bo wkurza jak pod dom się nie da zajechać, zalewa garaże, a w lecie tak kurzy, że okien nie można otworzyć.
- Gdyby pan został radnym, na czym panu by najbardziej zależało?
- Na tych drogach osiedlowych. Bo mieszkańcy dziś muszą o nie walczyć, wydzierać je władzy. A dobrze by było opracować porządny plan i co roku je robić po kolei. Żeby nie było tak jak do tej pory, że ludzie kupują działki i muszą się prosić o infrastrukturę.
Co jeszcze?
- Wsparcie dla lokalnego biznesu.
- Czyli co?
- Choćby lokalne klauzule społeczne. To się w Polsce już dzieje. Podobnych firm jak moja było w Zielonej Górze dużo więcej. Część pobankrutowała, wyparły je giganci. W mieście już nie ma firmy, która mogłaby wystartować np. w przetargu na budowę szpitala. A z klauzulą chodzi o to, żeby lokalne firmy, które dają pracę naszym mieszkańcom, dostawały np. za to dodatkowe punkty przy staraniu się o kontrakty. To da się zrobić, nie bylibyśmy pierwszymi - odpowiada Legutowski.
Wszystkie komentarze