Ćwiczymy czas przeszły. I są to bolesne ćwiczenia. Żył, mieszkał, umarł. Kochał - nas, starego, dobrego rock'n'rolla, bluesa, dobre kino, szybką jazdę i kryminały. Był. Ledwie chwilę temu. Dopiero co przecież siedział na tarasie nad jeziorem w Gryżynie, taksując dziewczyny opalające się na plaży. "O, zobacz" - trącał Tomka w ramię. - "Ta jest niezła!". A na oburzone: "Tato!!!!" unosił tylko brwi: "No, co? Daj spokój, co mi jeszcze zostało?".
Przedtem zrobił całkiem słuszną trasę przez park i tylko trochę narzekał na kondycję, żartując, że z powrotem, pod górę, będziemy musieli go chyba wnosić. Zaraz potem powiedział, że już czas, że musi lecieć i że widzimy się za dwa tygodnie. Potem był tylko pisk opon, bo, jak to on, znów pruł jak wariat, wyprzedzając ryzykownie, urządzając rajdowe manewry na gminnych szosach i klnąc na ślamazarnych kierowców blokujących mu drogę.
Nigdy nie mógł dłużej niż pół godziny usiedzieć na miejscu, chyba że nad książką albo przed telewizorem. Gdyby urodził się później, pewnie ktoś mądry by uznał, że ma ADHD. A tak mówiło się, że go nosi. Nerwowo kręcił się w miejscu, przebierał nogami. - No to co, lecimy? - pytał wreszcie. Albo zarządzał: - Dobra, jedziemy!
Dla przyjaciół Włodek i Piekarski, dla naszych szkolnych kolegów Mistrzu, dla nas Tata, Ojciec, Dziadek i Teść. Tata, który budził zazdrość. Przystojniak jakich mało (zdjęcia nie kłamią). No i który ojciec na wywiadówce machnie ręką na marudzenie wychowawczyni, wołając gromko, że pani, jakie to problemy? My to dopiero robiliśmy problemy, jakżeśmy się z Frankiem Pilarczykiem włamali do pokoju nauczycielskiego i spaliliśmy dziennik! A że tu ktoś komuś parę piątek dopisał? O co ten cały raban?
Który tato wracając z takiego zebrania z kartki z ocenami dyskretnie odetnie ostatni kawałek z adnotacją o spóźnieniach i nieobecnościach - bo po co denerwować mamę? Który w latach 80. urządzi z rodzicami huczną imprezę w stylu "Odlotu" Formana ze skrętem ze szpalty "Polityki" i płonącym obrusem w rolach głównych? A zamiast odpytywać, co było zadane w szkole, organizuje nam, ośmioletnim, publiczne egzaminy z odróżniania Led Zeppelin od King Crimson, czy wokalu Gabriela od Collinsa w Genesis? A kiedy padnie właściwa odpowiedź, z dumą ryknie: "Moja krew"! Tak samo jeśli z satysfakcją odkryje, że któraś z nas ma mocniejszą głowę w pojedynku na wściekłe psy. I każdą kiepską inwestycję uczuciową swoich córek będzie przeżywał, namawiając Marzenę Arszyńską: "Czy możesz ją jakoś bezkolizyjnie wyprowadzić z tego związku z nędzną parafrazą aktorzyny z Broadway'u?" (podobieństwo do Dustina Hoffmana, do którego słabość wyssałam z mlekiem ojca, było chyba rzeczywiście jedyną zaletą tej partii).
Mistrz naleśników, grilla i krewetek (postaramy się godnie zużytkować Twój zapas w zamrażarce, Tato), niepoprawny gadżeciarz, zbieracz spodni (zostawił chyba z czterdzieści par), skórzanych pasków i książek (tu już liczby idą w tysiące), dusza każdego towarzystwa. Czasami doprowadzał nas do szału, bo bywał zapalczywy i uparty jak osioł - sam zawsze wszystko wiedział lepiej i nie dawał się do niczego przekonać. Ale to on podsuwał nam pierwsze poważniejsze lektury - książki Irvinga, Tolkiena, Whartona. Śmiał się, że na stare lata będzie jak bohater "Taty" jeździł na wózku inwalidzkim i podszczypywał ładne dziewczyny. Bo już nie będzie musiał przejmować się tym, co wypada. "Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest" - pisze w "Tacie" Wharton, którego dziś pewnie czytałybyśmy uważniej, wyłapując spośród gładkich bon motów takie trafione w punkt zdanie.
Nie zdążył się zestarzeć. Odszedł nagle. A tyle jeszcze chciał - dostać, zobaczyć, doświadczyć. Pojechać do Lwowa, kupić campera i ruszyć w trasę po Europie, filmów się naoglądać, książek naczytać. Śmiałyśmy się, że kiedyś ich rosnąca piramida się przewróci i taki będzie jego koniec. Tego, który nastąpił, nie chcemy i nie umiemy zaakceptować.
Postaramy się nie organizować z tej okazji smutnej stypy. Więc będzie pewnie sporo rocka, jazzu i bluesa. Creedance Clearwater Revival, Floydzi, Stonesi, Clapton, Esperanza Spalding i Amy Winehouse. Będziemy płakać, ale będziemy się też śmiać. Bo Tacie na pogrzebach też trudno było wysiedzieć, jak ma wobec tego wytrzymać swój własny, nie robiąc z tego pogrzebu jaj choćby trochę? Więc, żadnego Back to Black: Shine On You Crazy Diamond, We Wish You Were Here! Którąkolwiek autostradą teraz pędzisz, na pewno czekają na Ciebie najpiękniejsze Black Magic Women i Gyöngyhaju lány.
Włodzimierz Piekarski całe życie związany był z Zieloną Górą i galerią BWA. Należała do legendarnego szczepu harcerskiego Makusyny. Przez całe lata organizował Lubuskie Lata Filmowe w Łagowie.
Magdalena Piekarska
Wszystkie komentarze