Urszula straciła w wybuchu chałupniczej bomby, ukrytej w paczce, prawą dłoń, część lewej, a setki metalowych kawałków utkwiły w jej ciele. Zraniły jej dzieci. Lekarzem cudem uratowali jej życie. Były partner kobiety nie przyznaje się do winy. - Nie opłacałoby mi się finansowo zabijać tę sukę. Jaka jest taka jest, ale to matka mojego dziecka. Gdybym miał komuś podkładać bombę to tej sędzi - zeznawał Błażej K.. Grozi mu dożywocie.
Jesteśmy niby społeczeństwem nowoczesnym, natomiast w kwestii donacji narządów zmarłych patologicznie konserwatywnym. Taka Hiszpania, rownież katolicka, ma najwięcej w Europie donacji, a Polska najmniej. Dlatego pani Urszula ze Siecieborzyc zapewne długo poczeka na operację - mówi dr Adam Domanasiewicz, nazywany lekarzem od przyszywania rąk.
Błażej K., podejrzany o próbę zabójstwa nauczycielki z Siecieborzyc, nie został skazany za znęcanie się nad byłą partnerką. Prokuratorzy będą odwoływać się od wyroku. - W tym domu była przemoc i zaskakuje nas niesprawiedliwy wyrok sądu - mówią.
Materiał dowodowy jest mocny, sąd przychylił się do naszego wniosku o areszt - mówi prokurator Ewa Antonowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. Według śledczych to ojciec najmłodszego dziecka kobiety podłożył jej paczkę z bombą, która wybuchła, dotkliwie ją kalecząc.
Po miesiącu leczenia lekarze zdecydowali o powrocie do domu. 31-letnia Ula, nauczycielka z Siecieborzyc, w której rękach wybuchła paczka, czuje się dobrze.
Trwa zbiórka pieniędzy na remont domu i rehabilitację poszkodowanej rodziny z Siecieborzyc. O pomoc apeluje lubuska marszałek. Najmłodszy chłopiec wrócił już do rodziny. Jego mama nadal leży w szpitalu.
Lekarze wybudzili ze śpiączki 31-letnią Urszulę, nauczycielkę z Siecieborzyc, która przed świętami odebrała paczkę z ładunkiem wybuchowym. Bomba raniła też jej dwoje dzieci i matkę.
Nikt w tym roku choinki nie ubierze, przecież Ula walczy o życie w szpitalu. Spełniło się to, czego najbardziej się obawiała - słyszę w Siecieborzycach.
Lekarze próbują ocalić wzrok 31-letniej kobiety, która została ciężko ranna po wybuchu paczki. Poprawił się stan jej 2,5-letniego syna. Śledztwo przejęli dziś prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
31-latka i jej siedmioletnia córeczka trafiły do szpitala w Zielonej Górze w ciężkim stanie. Trwa ich operacja. Rodzina z Siecieborzyc pod drzwiami znalazła rano paczkę. Gdy ją otwierano, pakunek wybuchł. Ucierpiał też trzyletni chłopczyk.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.